Gdy tak na niego wrzeszczałam, rozsiadł się wygodniej na łóżku i z urazą odparł:
-Caroline. Też się za Tobą stęskniłem.
Nie wierzę. Jak mógł udawać, że nic się nie stało? Próbowałam go zrozumieć i gdy w końcu zaczynałam, on za każdym razem tworzył przede mną kolejny mur nie do pokonania.
-Klaus, powiedz mi, że niczego nie zrobiłeś - powiedziałam drżącym głosem, po czym odchrząknęłam i skrzyżowałam ręce na piersiach, bym brzmiała poważniej. Odsunęłam się, mając nadzieję, że dzielący nas dystans skłoni go do szczerej rozmowy ze mną.
-Zależy co masz na myśli, robiłem dzisiaj wiele rzeczy - odpowiedział, przybierając minę myśliciela.
Zrobiłam głęboki wdech i wydech. Nie pozwól mu wyprowadzić się z równowagi, Caroline.
-Wytłumacz mi, w co Ty grasz? - wypaliłam.
Już nawet nie byłam wściekła, czułam przerażającą pustkę i świadomość, jakbym traciła coś ważnego.
-To zabawne, że już druga osoba dzisiaj się mnie o to pyta - uśmiechnął się - Ale naprawdę nie wiem o co wam chodzi - wzniósł ręce do góry, wzruszając ramionami.
-Klaus! Proszę powiedz, że nie zrobiłeś krzywdy Elenie - spojrzałam mu w oczy.
Przyglądał mi się przez chwilę.
-Dlaczego miałbym skrzywdzić Elenę Gilbert? - zapytał i ściągnął brwi, całkowicie wytrącając mnie z równowagi.
Czułam jakąś drzazgę wbijającą mi się w serce. Nie wiem czy umiałabym mu wybaczyć, a co mówić o zapomnieniu...
-Czy Ty nie rozumiesz, że chcę Ci pomóc? Nie musiałeś jej krzywdzić. Wróć, nie masz prawa krzywdzić ani moich przyjaciół ani innych ludzi!
-Nazywasz ich nadal przyjaciółmi?
-Nawet nie waż się zmieniać tematu. Nie pozwoliłam Ci ich krzywdzić, a Ty po raz kolejny mnie zawiodłeś. Nie okłamuj mnie, mówiąc, że to nie Ty. Powiedz mi tylko, dlaczego?
Otworzył usta, by coś powiedzieć, ale zaraz je zamknął.
Oto przed państwem Klaus Mikaelson, który pierwszy raz w życiu nie wie co odpowiedzieć.
Westchnęłam i po minucie milczenia, ciągnęłam dalej:
-Próbuję zrozumieć Cię od chwili, gdy tylko pojawiłeś się w Mystic Falls. Czy naprawdę nic Cię nie obchodzi? Musisz ranić wszystkich, którzy staną Ci na drodze? Naprawdę jesteś zepsuty aż do szpiku kości? Bo nie wierzę w to. Możesz mówić, że niczego nie czujesz, ale w głębi tego jakże zimnego serca jednak coś pęka - mówiąc to, dotknęłam jego klatki piersiowej.
Jednym szybkim ruchem złapał mnie za nadgarstek i sprytnie przyciągnął do siebie, sprawiając, że wylądowałam obok niego na łóżku. Napierając na mnie i nie puszczając mnie, powiedział:
-Nigdy więcej nie mów takich bzdur.
Lód w jego oczach aż bolał. Odsunął się ode mnie, więc czym prędzej uwolniłam się z jego uścisku. Przecież wiem, że nie był aż tak okrutny. Dlatego spróbowałam podjąć inny temat.
-Czy to ma związek z Twoim ojcem? - zapytałam.
Przypomniałam sobie, że Mikael - dokładniej ojczym Klausa - cenił ponad wszystko dumę. Był agresywny, wrogi, drobiazgowy i bezlitosny. Ze wszystkich swoich dzieci, hybrydę traktował najgorzej. Bił go i upokarzał. A gdy dowiedział się, że jego żona go zdradziła i Klaus nie jest jego dzieckiem, jego nienawiść stała się nieograniczona.
-Jak możesz mieszać do tego Mikaela?! - wykrztusił, przybierając nieprzyjemny ton głosu - Jak śmiesz mówić o kimś, kto zniszczył moje życie?!
Złapałam go za ręce, które wyrwał.
-Opowiedz mi o tym, proszę.
Spojrzał mi głęboko w oczy. Przez chwilę dostrzegłam w nich przeraźliwy ból, jednak chwilę potem wróciła obojętność i rozdrażnienie.
-Przestań o nim mówić - odwrócił wzrok.
-Czy był aż tak bezlitosny? - zapytałam - Bił Cię w dzieciństwie? Upokarzał Cię i dręczył?
-Powtórzę ostatni raz - nie będę o nim rozmawiał - odpowiedział pewniej, tym razem patrząc w oczy.
Jeszcze raz owiał mnie chłodnym spojrzeniem, a chwilę potem jego twarz się rozpromieniła, co wzbudziło we mnie niemałe zmieszanie.
-O mały włos zapomniałem, po co tu przyszedłem. Mam coś dla Ciebie.Wyjeżdżam jutro nad ranem i gdybyś miała ochotę polecieć ze mną do Włoch, byłoby mi miło - wyciągnął z kurtki kopertę i położył ją na szafce nocnej.
Nie wierzę. Jakby nigdy nic, podarował mi bilet. Zachowywał się infantylnie.
Sięgnęłam po kopertę i ją otworzyłam. Zerknęłam tylko przez chwilę i zaraz szybko schowałam zawartość. Już dłużej nie umiałam utrzymać nerwów na wodzy.
-Czy naprawdę myślisz, że po tym wszystkim, co dzisiaj się stało, od tak wyjadę z Tobą? - zapytałam - Nie rozśmieszaj mnie.
To zabawne jak bardzo bezwartościowa poczułam się przez niego. Naprawdę myślał, że mnie przekupi?
-Miałem taką nadzieję. Za wszelką cenę chciałem, byś się do mnie przekonała. Wiesz, jak trudno było mi przyznać, co do Ciebie czuję?! - krzyknął - Ale widzę, że to był błąd, ponieważ niczego to nie zmieniło.
-Słucham?! Sądzisz tak, ponieważ...? - nie dając mu szansy na odpowiedź, zapytałam - Jedynym wyjściem jest wyjechać, prawda? Uciec jak tchórz?!
-Chcę Ci tylko powiedzieć, że gdybyś zdecydowała się do mnie dołączyć, wylot jest o 9:20. Jeśli nie zjawisz się na czas, zrozumiem to jako odmowę i już nigdy więcej mnie nie zobaczysz ani o mnie nie usłyszysz - powiedział, zupełnie ignorując to, co mówiłam.
Poczułam napływającą furię.
-Nie obchodzi mnie to! - wykrzyknęłam i na dowód tego, zmięłam kopertę i wyrzuciłam ją do kosza - Jak widać, pojedziesz sam.
Raz jeszcze na mnie spojrzał, po czym podszedł do drzwi i je otworzył.
-Jeśli tego chcesz.
Złapałam najbliżej stojącą szklankę obok mnie i rzuciłam nią w niego. Niestety szybko zamknął drzwi i szkło roztrzaskało się o drewno.
-Nie wiem, czego chcę... - wyszeptałam, lecz tego już nie usłyszał.
Odłamki szklanki wyglądały teraz jak moje serce - oba czuły się niechciane.
-----------------------------------------------------
kolejny rozdział przed wami!
tego się spodziewaliście?
czy może jednak was zaskoczyłam? ;d
piszcie!