piątek, 10 lipca 2015

#Rozdział 18

Z perspektywy Caroline

Zawsze chcemy, by wszystko wyszło po naszej myśli. Ja ciągle tego chciałam. Organizowałam wiele imprez, otwarć. Dokładałam wszelkich starań, by było tak jak to zaplanowałam. Ale gdy pomyślę o moim życiu... niestety nie jest tak poukładane.
Pamiętam, jak kiedyś Klaus zadzwonił do mnie i powiedział:
"Być może pewnego dnia. W ciągu roku lub nawet wieku. Zwrócisz się do moich drzwi i pokażę ci, co świat ma do zaoferowania."
Chyba przyszedł czas, bym zwróciła się do jego drzwi. Tylko może mi ktoś wytłumaczyć, gdzie one są?

Spojrzałam na ciągle stojącego przede mną brata Klausa. Elijah jest dżentelmenem i rzadko okazuje niechęć niesienia pomocy przyjaciołom, ale tym razem nie palił się do tego, by go znaleźć. A może odnosiłam mylne wrażenie? Lub może wiedział coś, czego ja nie wiedziałam?
-Elijah, co się dzieje? - zapytałam, gdy nie usłyszałam żadnej odpowiedzi na wcześniej zadane pytanie.
Wymusił uśmiech, ręką strzepnął niewidoczny pyłek z garnituru i wtedy w końcu spojrzał na mnie. Jego oczy pozostały nieprzeniknione.
-A cóż miałoby się stać, Caroline? Jedyne co wiem, to to, że Klaus wyjechał do Włoch, o czym najwyraźniej zapomniał napomknąć mnie i siostrze. Choć trudno było tego nie usłyszeć, gdy dziś rano przed wylotem kłócił się zapewne z recepcjonistką, która proponowała mu zostać przynajmniej dwie noce w ich hotelu. Powiedział, że rezerwuje tylko jedną. Wywnioskowałem, że musiało dojść między wami do sprzeczki, która bron Boże mnie nie obchodzi - by temu dowieść, uniósł do góry dłonie, po czym zaraz je opuścił; cieszyłam się, że nie drążył tematu, bo nawet nie wiem jak miałabym mu to wytłumaczyć - i mój brat doszedł do wniosku, że raczej nie zaszczycisz go swoją obecnością. A znam go wystarczająco długo, żeby wiedzieć, że jeśli wynajął pokój na jedną noc, z samego rana zamierza wyjechać gdzieś indziej.
Nadal analizowałam usłyszane słowa. Więc gdzie zamierza pojechać? Znów knuł jakąś intrygę? Czy chciał się na mnie w jakiś sposób zemścić?
-Wiesz coś jeszcze? - zapytałam z nadzieją - Może w jakim hotelu się zatrzymał?
Zmarszczył brwi w zamyśleniu. Czekając na dalsze informacje, nerwowo naciągałam czarny sweter na dłonie.
-Nazywał się chyba... Schwarzent. Nie, hotel Schwarzenstein.
Wyjęłam telefon i szybko zapisałam nazwę.
-Dzięki, Elijah. Muszę Cię teraz przeprosić, mam coś ważnego do załatwienia.
Zbliżyłam się do wyjścia, gdy poczułam czyjąś dłoń na swoim ramieniu. Przez chwilę miałam nadzieję, że z pokoju obok wyjdzie Klaus, powstrzyma mnie przed wyjściem i przeprosi za wszystko. I będzie wszystko w porządku...
Ale ta dłoń nie należała do niego.
-Powodzenia, Caroline. Ale pamiętaj - nie pozwól, by Klaus zawsze stawiał Cię w takiej sytuacji jak ta - powiedział zmartwiony Elijah.
Pokiwałam głową, wtedy jeszcze nie wiedząc zbytnio o co mu chodzi i wyszłam z rezydencji. Kiedyś słyszałam, że ludzie mają wrodzony talent do wybierania właśnie tego, co jest dla nich najgorsze. Teraz się z tym zgadzam. 
Wsiadłam do samochodu i w narastającym pośpiechu ruszyłam do domu. Gdy tylko przyjechałam, wyskoczyłam dosłownie jak burza z auta i pobiegłam do mieszkania.
Moje żyły łaknęły krwi, więc wypiłam dwie torebeczki. Czekała mnie długa podróż, a nie wiedziałam jak będę się pożywiać we Włoszech. Złapałam walizkę i wrzuciłam same najpotrzebniejsze rzeczy. To zadziwiające, jak w pośpiechu nie zastanawiamy się, co pakujemy, tylko wtedy działa nasz instynkt. Jeśli jest zima - nie spakujesz szortów i czapki z daszkiem. Jeśli zaś lato - długich spodni i ocieplanych bluz. 
Z bagażem wyszłam na zewnątrz. Dopiero teraz zauważyłam, że zerwał się silny wiatr, wcześniej nie zwróciłam na to większej uwagi. Nałożyłam kaptur na głowę, by włosy nie chłostały mnie po twarzy. Przysiadłam na chwilę na schodku i spojrzałam w dal. Rozciągały się tam wielkie lasy, szczyty drzew sięgały nieba. Nawet w nikłym słońcu wydawało się, jakby ich zieleń lśniła. Rosły, nieświadome niczego, co dzieje się poza lasem. Nie doznały żadnego ludzkiego szczęścia, ale i bólu. Były wolne. Przyłapałam się na tym, że przez chwilę im zazdrościłam.

Moje rozmyślania nie trwały długo, bo ostudził mnie kolejny chłodny podmuch wiatru. Wstałam szybko, schowałam ekwipunek do bagażnika i odjechałam.
Zdążyłam zostawić mamie wiadomość, że postaram się do niej dzwonić, ale muszę przemyśleć parę spraw i potrzebna mi chwila spokoju. No cóż, po części to prawda. 

***

Na lotnisku działałam jak maszyna; czułam się jakby ktoś przejął nade mną kontrolę. Spojrzałam na rozkład lotów i już wiedziałam, co robić. Podeszłam do stojącej najbliżej mnie kobiety z obsługi i wymusiłam na niej, by najzwyczajniej w świecie dała mi najbliższy bilet do Włoch, który był za 18 minut i załatwiła wszystkie formalności. Użyłam siły perswazji, by zdobyć to, co chciałam. 


Czas minął szybko. Ze spokojem weszłam na pokład samolotu i zajęłam odpowiednie miejsce. Powinnam czuć niepokój, radość, napływ adrenaliny, cokolwiek, ponieważ był to mój pierwszy lot samolotem. Marzyłam długo o takiej podróży. Zastanawiałam się, jak będę się czuła, jak to będzie wejść na pokład i znaleźć swoje miejsce. Obok kogo będę siedziała. Jak będzie wyglądał pilot, co będzie mówiła stewardessa. Teraz nie zwracałam na to uwagi. Odczuwałam tylko obojętność i silną chęć bycia już w wyznaczonym celu.
Przed wystartowaniem spojrzałam na godzinę - była 11:45. Chwilę przed 00:00 powinnam być na innym kontynencie. Odchyliłam głowę do tyłu, opierając ją o siedzenie i zasnęłam. 

-----------------------------------------------------
zostało mi tylko napisać, że zapraszam na nowy rozdział :)
btw. udanych wakacji!