poniedziałek, 15 grudnia 2014

#Rozdział 9

Z perspektywy Klausa

Spacerowałem po lesie, wsłuchując się w dźwięki przyrody: śpiewania ptaków, szumienia strumienia, rechotania żab. Przystanąłem, gdy zauważyłem nadchodzącego turystę. Miał na sobie mały podróżny plecak, w jednej ręce trzymał wodę, a w drugiej próbował złapać zasięg w komórce.
-Tu nie ma zasięgu – uśmiechnąłem się przyjaźnie, wyłaniając zza drzewa.
Poruszony turysta odwzajemnił nieśmiało gest.
-Wie pan, jak wyjść z tego lasu? Zgubiłem się – przyznał.
-Oczywiście, proszę iść prosto, a za 500m skręcić w prawo. Wyłoni się dróżka, która zaprowadzi Cię do jezdni.
-Dziękuję panu bardzo – powiedział i ruszył przed siebie.
Dałem mu minutę, by odszedł i krzyknąłem:
-Tylko uważaj na grasujące tu zwierzęta!
-Jakie zwierzęta?! – wrzasnął przestraszony.
„Czas na zabawę” pomyślałem, rzucając się na turystę. Zatopiłem zęby w jego tętnicy. Zbawienny płyn zalał moje gardło. Westchnąłem z ulgą, gdy poczułem napływające strugi krwi. Chwilę później bezwładne ciało mężczyzny leżało na ziemi. Starłem krew z warg, wracając do domu.
Przed domem stał Elijah, jak zwykle w czarnym garniturze i białej koszuli. Jego twarz wyrażała spokój, jednak kryło się w niej jeszcze coś innego.
-Co jest, bracie? – zawołałem.
-Była tu Caroline – odparł spokojnie.
Spojrzałem na niego wyczekująco, ale nic więcej nie powiedział.
-Coś się stało? Dawno tu była?
Brat spojrzał na zegarek na ręce.
-Około 20 minut temu. Chciała porozmawiać. Powiedziałem, żeby poczekała, ale jak widać znudziło jej się. I przyniosła to.
Rzucił w moją stronę kurtkę, którą jej wczoraj podarowałem. Złapałem ją z gracją i przewiesiłem przez ramię.
-Dzięki, bracie – podszedłem do niego, kładąc mu dłoń na ramieniu, po czym go minąłem i wszedłem do domu.
Wbiegłem po schodach do swojego pokoju i wybrałem numer do Caroline.
-Halo? – rozległ się głos w słuchawce.
-Witaj Caroline – odparłem.
-Hej. Dostałeś kurtkę?
-Tak, przed chwilą – odpowiedziałem, nalewając do szklanki ulubiony trunek.  Pociągnąłem spory łyk alkoholu.
-Przepraszam, że Ci jej… - zaczęła, lecz jej przerwałem:
-Przyszłaś do mnie, ponieważ chciałaś oddać mi kurtkę?
-Tak właściwie to nie… - wymamrotała.
Poczekałem na dalszy ciąg wypowiedzi.
-Chciałam pogadać – zakomunikowała niepewnie.
Uśmiechnąłem się, odsłaniając przy tym zęby.
-Dziś wieczorem? Przyjadę po Ciebie.
-Ale…
-Żadnego „ale”. Chcę Ci coś pokazać – powiedziałem, tym samym kończąc rozmowę.

***

Punktualnie o godzinie 20 podjechałem pod dom Caroline. Wysiadłem z samochodu i szybko znalazłem się na schodach. Zadzwoniłem do drzwi i poprawiłem czarną koszulę, którą połączyłem z czarnymi spodniami i butami, czyli tak jak lubię. Chwilę później drzwi wejściowe otworzyła anielica. Miała na sobie granatową sukienkę, zwieńczoną na górze koronką i czarne buty na koturnie.
-ślicznie wyglądasz, Caroline – szepnąłem.
Otworzyła usta, by coś powiedzieć (zapewne, abym przestał tak mówić), ale szybko je zamknęła i podziękowała uśmiechem.
-Jedziemy? – zapytałem, z trudem odrywając wzrok od dziewczyny i kierując go na samochód.
-Mogę wiedzieć gdzie?
Zaśmiałem się, kręcąc głową. Potrzasnęła głową z rozżaleniem.
-Yhy. Czyli niespodzianka. Tylko jak to bę –
-Chodź, spodoba Ci się – przerwałem jej i pociągnąłem w stronę samochodu. Zaczęła się opierać - Wiesz, że jeśli nie pójdziesz po dobroci, będę zmuszony wziąć Cię siłą – dodałem, przybierając poważny wyraz twarzy.
Westchnęła i przystanęła na moje warunki, idąc grzecznie. Wsiadłem do samochodu, ówcześnie otwierając drzwi i pozwalając zająć Caroline pierwszej miejsce.
Po raz kolejny łapałem wampirzycę na tym, jak mi się przyglądała, ale nie próbowałem jej tego wypomnieć. Podobało mi się to.
Po kilku minutach byliśmy na miejscu. W wampirzym tempie wysiadłem i otworzyłem jej drzwi. Wysiadła i spojrzała na mnie wyczekująco.
-Zamknij oczy – poleciłem.
-Co? – zapytała wyraźnie zaskoczona.
-Proszę, zamknij oczy – powtórzyłem – i podaj mi rękę – dodałem, wyciągając dłoń w jej kierunku.
 Jej oczy mówiły „Czy to naprawdę konieczne?”, jednak w końcu ujęła moją rękę i zamknęła oczy.
Poprowadziłem ją wąską ścieżką, prowadzącą w dół i uważałem, by się nie potknęła. Na szczęście nawet nie próbowała podglądać.
-Możesz otworzyć oczy.
Zrobiła to, co powiedziałem i zaniemówiła. Znajdowaliśmy się na niewielkiej polanie, otulonej tuzinem drzew. Na ziemi leżały trzy ciemnozielone koce, a obok koszyk z workami krwi (w razie potrzeby). Naprzeciwko nas stał wielki teleskop. Jedynym oświetleniem była pełnia.
-Klaus… – szepnęła.
-Dzisiaj przeleci kometa Południowej Delty Akwarydy. Lubię oglądać spadające komety. A dziś chciałem podzielić się tym z Tobą.
Wydobyła z siebie ciche „och”, nie wiedząc co powiedzieć. Usiadłem na kocu i dałem jej znak głową, by do mnie dołączyła, tym samym wyprowadzając ją z zakłopotania. Usiadła obok mnie chętnie, spoglądając na gwiazdy.
Podczas spadania komety, Caroline obserwowała ją przez teleskop. Poprosiła, bym dołączył.
-Stąd dobrze widać – uśmiechnąłem się.
Westchnęła, odsuwając się od teleskopu i podążając w moją stronę. Usiadła obok i niepewnie oparła głowę na moim ramieniu. Siedzieliśmy tak w milczeniu, obserwując jak kometa chyli się ku końcowi.
-Dziękuję – szepnęła, przerywając ciszę.
-Za co? – zapytałem zaskoczony.
-Za wieczór. Już dawno się tak dobrze nie bawiłam – wyznała.
Przejechałem palcem po jej gładkim ramieniu. Odetchnęła głęboko, a spragnionymi ustami wpiła się w moje wargi, pozwalając cieszyć się tym doznaniem. Po chwili przerodziło się to w namiętne pocałunki. Skupiłem się na pragnieniu jej. Nagle spojrzała na mnie, oparła swoje dłonie o moją klatkę piersiową i mnie odsunęła.
-Nie mogę – wyszeptała, nie patrząc na mnie.
-Czemu tłumisz w sobie uczucia do mnie? – zapytałem.
-Niczego nie tłumię – westchnęła – Widocznie nic do Ciebie nie czuję – odetchnęła ciężko.
Przysunąłem się bliżej, szepcząc jej do ucha: „Czyżby?”. Moja dłoń zsunęła się z jej ramienia i pognała na jej brzuch, a potem uda. Serce Forbes zaczęło bić szybciej, ale nadal pozostawała przy swoim. Wstałem z koca widząc, że to na nic.
-Cholera, Klaus – sapnęła, ciągnąc mnie za rękę.
Przyciągnęła mnie do siebie za szlufki dżinsów. Położyła swoje delikatne rączki na moim karku. Musnęła niepewnie moje wargi, po czym wpiła się namiętnie. Posłałem jej szelmowski uśmiech. Wczepiłem się w jej wargi. Bawiła się moimi włosami, mierzwiąc je na wszystkie strony. Zbliżyła się do mnie tak, że czułem jej ciało na moim torsie. Zjechałem z pocałunkami niżej. Muskałem jej szyję, czując jak krew w żyłach wampirzycy pulsuje. Jej usta były delikatne i miękkie, a ja nie mogłem zrozumieć, jak tak długo udało mi się czekać na ten pocałunek. 
Oderwała się ode mnie po dłuższym czasie. Położyłem się obok niej. Pocałowałem ją w czoło i objąłem rozpalonym ramieniem. Do moich nozdrzy dostał się zapach perfum anielicy – pachniała obłędnie. Widząc, że oczy Caroline się przymykają, pozwoliłem, by odpłynęła w niebyt. 


-----------------------------------------------------
heej! :)
poczytałam wasze komentarze, a tam... 
"pewnie Caroline go odwiedzi i odda mu kurtkę", 
"może się pocałują?" 
buuum!
zmieniłam trochę wasze plany, jednak w końcu
taaaaaaaaaaaak
w końcu
doszło do ich pocałunku :)
tylko co na to Caroline, gdy ochłonie i nie będzie pod wpływem emocji? 
tego dowiecie się w następnym rozdziale ;>

poniedziałek, 1 grudnia 2014

#Rozdział 8

Z perspektywy Caroline

Nieprzyjemna, mokra kropla deszczu wylądowała na moim nosie. Westchnęłam i podkuliłam nogi na ławce. Po dziesięciu minutach park opustoszał. Zostało tylko kilka osób. Mężczyzna biegał, dziecko skakało w powstałej już kałuży, a kilka ławek dalej jakaś para się całowała. Kilka osób znalazło schronienie pod drzewem. Wyglądali tak, jakby bali się deszczu, a deszcz nie powinien być ich zagrożeniem. To przed nami – nadludzkimi istotami – powinni uciekać.
Schyliłam głowę w dół. Skupiłam się na swoim miarowym oddechu i odbijających się o ławki kroplach deszczu. Nawet nie usłyszałam, jak ktoś dosiadł się do mnie.
-Caroline – usłyszałam znajomy głos i natychmiast uniosłam głowę.
Obok mnie siedział Klaus.  Przez chwilę zapatrzyłam się na jego kręcone włosy koloru brudnego blondu i błękitne oczy pasujące do granatowej koszulki, czarnych spodni i kurtki w tym samym kolorze.
-Co tutaj robisz? – zapytałam.
Czyżby mnie śledził?
-Przechodziłem i Cię zauważyłem – odpowiedział miękko.
Nie do końca mu wierzyłam.
-Cała zmokłaś – czyżbym dosłyszała w jego głosie troskę?
Natychmiast zdjął kurtkę, która jeszcze nie zdążyła nasiąknąć deszczem i nakrył nią moje ramiona. Jego oczy mówiły, żebym nawet nie próbowała jej zdejmować.
-Dzięę-kuję-ę  – wydukałam.
Uśmiechnął się, ukazując rząd śnieżnobiałych zębów. Ciężko było mi to przyznać, ale uwielbiałam, jak się tak uśmiechał. Najgorsze było w tym wszystkim to, że nie wiedziałam dlaczego. Co takiego się stało, że zaczęłam zauważać, jaki jest przystojny, co mnie w nim pociąga? A jego najstraszniejsze wybryki poszły w niepamięć?
-Powinnaś być już w domu.
Spojrzałam na zegarek. O cholera. Przyszłam tu pieszo, a nawet z wampirzą szybkością najwcześniej będę w domu na 24.
-Straciłam poczucie czasu – przyznałam.
Wstał z ławki i spojrzał na mnie wymownie.
-Chodź ze mną.
-Gdzie? – zmarszczyłam brwi.
-Do samochodu. Podwiozę Cię do domu.
-Poradzę sobie – rzuciłam, nie ruszając się z miejsca.
-Caroline, masz zamiar wracać do domu o tej porze sama? – podkreślił dobitnie ostatnie słowo. Zabrzmiał tak, jakbym nie umiała sobie poradzić bez nikogo.
Znów to robił – przeszywał mnie spojrzeniem na wylot. Miałam mu już rzucić jakąś uszczypliwą uwagę o tym, że nie jestem dzieckiem, ale dałam spokój. Miał całkowitą rację. Nie uśmiechało mi się iść do domu samej, a tak załapię się na podwózkę w ciepłym samochodzie, na moje nieszczęście z Klausem…

***

Jechaliśmy w ciszy. Co jakiś czas zerkałam na hybrydę.
Pochwycił moje spojrzenie.
-Coś ze mną nie tak? – zapytał, przenosząc wzrok z drogi na mnie.
Zaprzeczyłam, kręcąc głową. Odwróciłam głowę w drugą stronę speszona. Przyłapał mnie na patrzeniu, no pięknie. W dodatku poczułam dziwny ścisk w żołądku, spowodowany przebywaniem sam na sam z Klausem. Nie miałabym gdzie uciec w razie potrzeby.
Po chwili odważyłam się zadać mu nurtujące mnie pytanie:
-Czemu przyniosłeś mnie do domu, nawiedzasz mnie w snach, a teraz odwozisz? Nie prościej byłoby mnie od razu zabić?
Klaus przesunął dłonią po swoim kilkudniowym zaroście.
-Nudzi mi się – odpowiedział, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie.
-Pytam tak serio – spróbowałam opanować drżenie rąk.
-A jak tak serio odpowiadam – zaczął naśladować mój głos.
Zaśmiał się. Szturchnęłam go delikatnie.
-I z czego się śmiejesz? – zapytałam, a po chwili sama zaczęłam chichotać.
Jego dłoń spoczęła na moim ramieniu, a ja momentalnie poczułam, jak moje mięśnie się spinają.
-Z Ciebie – odparł, nie przestając się śmiać.
Zrobiłam urażoną minę. Wyszczerzył się, zabierając rękę. Skupił się na drodze, wyprzedzając jedno auto.
Zastanawiałam się, czemu w moim towarzystwie jest zupełnie inny. Potrafi doprowadzić mnie do śmiechu, otwiera się na mnie, a zarazem jest poważny i nie dopuszcza do siebie nikogo. Jest taki delikatny, a jednak porywczy. Zupełne przeciwieństwo. Dlaczego to robi? Dlaczego próbuje zaprzeczyć temu, że jednak ma w sobie cząstkę dobra; człowieczeństwa?
-Zdaje Ci się – odpowiedział obojętnie – Nie ma we mnie krzty dobra.
Spojrzałam zaskoczona na Mikaelsona. Wypowiedziałam swoje myśli na głos, cholera.
-Więc dlaczego zachowujesz się w stosunku do mnie inaczej? – zapytałam.
Co mi szkodziło pogrążać się dalej? I tak zrobiłam z siebie już idiotkę.
Spojrzał na mnie chłodno, dając do zrozumienia, że nasza konwersacja dobiegła końca. Resztę drogi przemilczeliśmy.
Zgrabnie podjechał pod mój dom. Spojrzał przelotnie na budynek, po czym skoncentrował całą swoją uwagę na mnie.
-Dziękuję – zdobyłam się na nikły uśmiech i otworzyłam drzwi samochodu.
Klaus uniemożliwił mi wyjście, łapiąc mnie za rękę. Przestraszona spojrzałam na niego.
-Odpowiadając na wcześniejsze pytanie – bo lubię Cię.
Odetchnęłam z ulgą, gdy mnie puścił.
Posłałam mu najlepszy uśmiech, na jaki było mnie stać, choć nie był zbyt przekonywujący.
Wysiliłam się na krótkie „Dobranoc” i zatrzasnęłam drzwi samochodu. Wbiegłam po schodach i weszłam do domu. Zamknęłam drzwi na zamek i właśnie wtedy usłyszałam, jak Klaus odjeżdża. Zdjęłam kurtkę i powiesiłam ją na wieszaku. Wówczas przypomniałam sobie, że zapomniałam mu ją oddać. Kolejny powód do spotkania z Pierwotnym, czego chcieć więcej? 


-----------------------------------------------------
Przychodzę z nowym rozdziałem.
Zadowoleni? :)
Czy spodziewaliście się czegoś innego?
A jeżeli już tu jesteś... 
a wiem, że jesteś,
to zostaw KOMENTARZ!