Powitały mnie urokliwe kamienice, tysiące wąskich uliczek i zaułków, wszędzie płynąca muzyka z różnorakich instrumentów i przepięknie ozdobione posiadłości. Nowy Orlean bardzo mnie zaskoczył. Tak bardzo różnił się od Mystic Falls, od Włoch. Od wszystkiego, co znałam. Tutaj każdy róg, każdy chodnik rozbrzmiewał inną muzyką, opowiadał inną historię; czułam, że przemawia do mnie.
Pomyśleć, że w Nowym Orleanie jestem od pół godziny, a już zdążyłam się w nim zakochać.
Gdy wylądowałam, wszystko potoczyło się bardzo podobnie, jak we Włoszech. Tylko taksówkarze jeżdżą tu wolniej. Nie zapomniałam również zsynchronizować czasu lokalnego. Właśnie wybiła dziewiętnasta.
Idąc placem, zastanawiałam się jak znajdę Klausa. Przecież nie wyjdzie zza rogu, nie uśmiechnie się i nie powie "Czekałem na ciebie". Od czego mam zacząć? Miałam niejasne przeczucie, że jednak go dziś spotkam. Musiałam od czegoś zacząć, więc podeszłam do miło wyglądającej pani po czterdziestce i grzecznie zapytałam, czy wie, gdzie mogę znaleźć dom rodziny Mikaelsonów? Nigdy nie zapomnę jej spojrzenia, którym mnie obrzuciła. Zrodził się w nich niepokój i gdy chciałam zapytać, co jej się stało, uciekła.
Tak po prostu.
Co działo się w tym Nowym Orleanie?
Próbowałam zapomnieć o tym, co stało się przed chwilą i ruszyłam dalej. Moje oczy napotkały niebieski szyld z białą otoczką z napisem "Avenue Pub". Wydawał się mieć swoją historię i lata. Był pięknie oświetlony, przez większość budynku przewieszony został kolorowy łańcuch z papieru, Na piętrze siedzieli ludzie, prawie wszystkie stoliki były zajęte, jednak wypatrzyłam jeden wolny. Szybkim krokiem otworzyłam drzwi do baru i przepychałam się, nie rozglądając się po wnętrzu, aż dotarłam do schodków i wspięłam się po nich na piętro.
Gdy tylko zajęłam wolny stolik, zaraz pojawił się kelner. Zamówiłam mocnego drinka o nazwie "Zemsta Krokodyla" - przyda mi się, jeśli będę chciała porozmawiać z Klausem.
Zamówienie dostałam po kilku minutach. Pociągnęłam spory łyk ze słomki i odwróciłam się za siebie. Dokładnie przede mną dwa wampiry (kobieta i mężczyzna) posilali się na swoich ofiarach. Moje źrenice się powiększyły. Spojrzałam na otaczających mnie klientów i żaden nie krzyczał, nie panikował. Nawet na to nie zareagowali. Byli zauroczeni czy to dla nich codzienność? Szybko wróciłam do poprzedniej pozycji, mając nadzieję, że mnie nie zauważyli. Nie musiałam długo czekać na to, czego się spodziewałam. Słyszałam, jak skończyli pić, odłożyli ciała na wcześniejsze miejsca i powoli podchodzili do mnie. Pierwsza pochyliła się kobieta.
-Nie zgubiłaś się, złociutka?
Zmierzyłam ją wzrokiem. Szybko rozpoznałam, że od maksymalnie sześciu miesięcy są wampirami. Ich głód nadal jest silny i mogą nad nim nie panować, jednak dzięki dobremu nauczycielowi mogli go poskromić w ciągu trzech miesięcy.
-Wątpię.
Spojrzała na swojego kolegę i uśmiechnęła się do niego.
-Ma charakterek. Szkoda, że tego nie przeżyje.
Jej słowa nie zrobiły na mnie najmniejszego wrażenia.
-Patrz skarbie, ma na sobie piękną kurtkę jeansową. Wspominałaś niedawno, że chciałaś taką mieć - odezwał się mężczyzna.
-Dokładnie taka, jaką chciałam - skomentowała i pochyliła się nade mną bardziej, skupiając swój wzrok w moich oczach - Oddaj mi swoją kurtkę.
Ledwo powstrzymałam wybuch śmiechu. Wiedziałam, że jak najdłużej muszę udawać człowieka. Nie chciałam ich krzywdzić, choć zdawałam sobie sprawę z tego, że prędzej czy później muszę to zrobić.
-Oczywiście, jest twoja - zdjęłam z ramion ubranie, wstałam i podałam je dziewczynie, uśmiechając się.
Wyrwała mi ją z rąk i nałożyła na siebie. Jej partner nachylił się i ją pocałował. Myślałam, że się porzygam.
-A teraz czas na zabawę - powiedział mężczyzna, zbliżając się do mnie z prawej strony, a kobieta z lewej. Już ta zabawa w kotka i myszkę mnie znudziła.
-No, nareszcie - odparłam i nie czekając na ich ruch, skręciłam kark chłopakowi. Kobieta, gdy zorientowała się, co się stało, spojrzała na mnie z furią w oczach i zamachnęła się, by mnie uderzyć. Odparowałam cios, posyłając jej uśmiech. Zwaliłam ją z nóg i nachyliłam się do niej.
-Nie zadziera się ze starszymi wampirami, koleżanko - powiedziałam i jednym ruchem skręciłam jej kark. Zdjęłam z niej moją kurtkę i narzuciłam na siebie.
Gdy skończyłam, za sobą usłyszałam, że ktoś bije mi brawo. Odwróciłam się, przyjmując pozycję obronną. Przede mną stał ciemnoskóry gość.
-Wow, zaimponowałaś mi. Kim jesteś?
-O to samo mogłabym zapytać ciebie.
-Narobiłaś niezłego bałaganu - powiedział, wskazując na dwójkę wampirów, z którymi przed chwilą skończyłam walczyć.
-Nie odpowiedziałeś mi na pytanie - upomniałam nieznajomego.
-Przepraszam. Jestem Marcel Gerard. Król tego miasta - odparł, wskazując rękami ogrom Nowego Orleanu.
Nie miałam szansy na odpowiedź, bo zza rogu usłyszałam dobiegający głos:
-Och, Marcellus, przesadzasz. Królem jestem ja.
-Wyjdź i przedstaw się pięknej pani.
-Gdzie moje maniery... - usłyszałam dochodzący głos zza moich pleców.
Ten głos znałam aż za dobrze. Szybko się odwróciłam.
-Klaus? - zdołałam wyszeptać.
Gdy go zobaczyłam, wszystko przestało istnieć. Miałam sucho w ustach, zrobiło mi się duszno, oblał mnie zimny pot, usłyszałam, jak serce próbuje się wyrwać z piersi. Czas jakby stanął w miejscu. Liczył się tylko on. Próbowałam powstrzymać płynące łzy na jego widok. Tak długo go szukałam...
U Klausa zauważyłam tylko przez chwilę błysk zaskoczenia w oczach, jego miejsce zajęła chłodna obojętność. Zacisnął dłonie w pięści i cicho odchrząknął.
-Co tu robisz, Caroline?
Odjęło mi mowę. Nie mogłam wydobyć z siebie żadnego głosu. Tylko się w niego wpatrywałam.
Wtedy odezwał się Marcel, o którego obecności w ogóle zapomniałam.
-Znacie się?
-Marcellus, czy możesz nas zostawić?
Już miał otworzyć usta, by odpowiedzieć, lecz zauważając spojrzenie hybrydy, nie odezwał się. Kiwnął posłusznie głową, gwizdnął w stronę innych wampirów, którzy do niego natychmiast dołączyli i odszedł.
Cisza po jego odejściu uświadomiła mi, że niepotrzebnie pozbył się nowo poznanego wampira.
W jednej sekundzie powietrze między nami zgęstniało. Miałam dość tego napięcia.
-Zamierzasz się tak na mnie gapić? - kilka słów wypłynęło z mojego gardła.
-Nadal nie odpowiedziałaś na moje pytanie - odparł nadzwyczaj spokojnie.
Przełknęłam ślinę. Podeszłam do niego bliżej. Dzieliło nas teraz kilka centymetrów. Spojrzałam mu w oczy i wyrzuciłam:
-A co chcesz usłyszeć? Że przyjechałam tu dla ciebie?! Proszę bardzo.
-Dałaś mi jasno do zrozumienia, że nie chcesz mieć ze mną nic wspólnego. Nie zjawiłaś się na samolot.
-Bo się spóźniłam! Spóźniłam się pierdolone pięć minut. Wiesz co od tego czasu robiłam? Szukałam cię, kiedy ty wygodnie siedziałeś. Mam tego napr -
Moje słowa zagłuszył Klaus, który objął mnie w talii i w wampirzym tempie przeniósł mnie za róg pubu. Nie czekając na moją reakcję, przytknął swoje wargi do moich.
-----------------------------------------------------
w końcu skończony...
zostaje mi was tylko przeprosić za tak długie czekanie.
życzę miłego czytania.
Jej w końcu rozdział :D Świetny życze weny i mam nadzieje że na następny nie bedzie trzeba tyle czekać (ale opłacało się :D )
OdpowiedzUsuńDziękuje :D /Autorka
UsuńKazałaś nam czekać naprawdę długo, ale rozdział był bardzo ciekawy! :)
OdpowiedzUsuńJeden błąd. Wydaje mi się, że powinien być dopełniacz, także:
Tak bardzo różnił się od Mystic Falls, od Włoszech.
od Włoch
Caroline miała rację - w Nowym Orleanie dosyć szybko spotkała Klausa, wystarczyło wejść do pubu, hehe :P
Czy Marcel występuje w The Originals, czy to jest postać wymyślona przez Ciebie? Nie wiem, bo nie oglądam TO, a zaciekawiła mnie ta postać. Mogłabyś w następnym rozdziale napisać o nim coś więcej :)
Fajnie, że Klaus nie gniewa się na Caroline i od razu jej uwierzył.
Mam nadzieję, że nie każesz mi czekać na kolejny rozdział bardzo długo, gdyż jestem bardzo ciekawa, co będzie dalej.
Pozdrawiam
Dziękuję, racja, już poprawiłam.
UsuńCieszę się, że rozdział przypadł do gustu. Marcel występuje w The Originals, a że często w serialu idzie w parze z Klausem, postanowiłam go wkręcić do mojego bloga ;D
Postaram się coś o nim napisać, ale niestety nie wiem kiedy wyjdzie następny rozdział :(
Również pozdrawiam. /Autorka