czwartek, 1 stycznia 2015

#Rozdział 10

Z perspektywy Caroline

Dwa dni później

Gdy otworzyłam oczy, Klaus już nie spał. Powitał mnie tym swoim brytyjskim, zachrypniętym głosem, od którego zawsze miałam przyjemne dreszcze na ciele. Przyglądał mi się uważnie, był taki słodki. I idealny, wyglądając nawet rano – przeczesane ręką włosy, utrzymujący się zapach perfum, żadnej skazy na twarzy w postaci jakiegokolwiek zmęczenia. I kochany. I prawie zapomniałam o jego wszystkich grzechach…
Rękę miałam położoną na jego klatce piersiowej. Chciałam ją zabrać, ale przytrzymał ją, kładąc ją w tym samym miejscu.
-Znowu walczysz ze swoimi uczuciami.
Chciałam zaprotestować, ale wiedziałam, że to na nic. Nie miał racji, a nawet jeśli miał, to nie chciałam, aby znowu mi to udowadniał. Swobodnie położyłam rękę na jego klatce na znak, że nie mam zamiaru się z nim kłócić.
Pobladłam, gdy Klaus zaproponował mi dziś kolację. Oczywiście nie uszło to jego uwadze, ale wykorzystałam ten moment i skłamałam, że nie czuję się najlepiej. To właśnie dzięki „złemu samopoczuciu” wywinęłam się od wspólnego wieczoru.
W dodatku chyba się trochę pospieszyłam z tym wszystkim. Trochę bardzo.  Ciągle czułam na sobie dotyk jego warg… Ale nie mogłam tego ciągnąć. Grzecznie poprosiłam, by mnie odwiózł do domu.
Wysiadłam z samochodu i oznajmiłam mu, że potrzebuję wziąć prysznic. Zażartował, że chce do mnie dołączyć. W końcu odpuścił i na odchodnym musnął mój kark palcami. Ledwie powstrzymałam drżenie ciała spowodowane jego dotykiem i obiecałam, że niebawem do niego wpadnę. Szybko zabrałam rzeczy i aż wbiegłam do budynku, opierając się o drzwi, by przypadkiem się nie dostał. Chwilę później zniknął i „gnębiciel”.” 
Westchnęłam, wspominając o incydencie sprzed dwóch dni. Nie wiem czemu się tak zachowałam. Chyba nadal bałam się z nim przebywać sam na sam. W końcu to Klaus, pierwotna hybryda. Niebezpieczny, nieprzewidywalny morderca.  Jednak zdarzyło się COŚ, czego nie powinnam robić. Już słyszałam te oskarżycielskie słowa przyjaciół. Z drugiej strony czy całowanie jest czymś złym? Nieważne. To było niewłaściwe i nie miało żadnego znaczenia. Przynajmniej tak to sobie tłumaczyłam…

***

Wzięłam kąpiel i związałam włosy w koka. Zeszłam na dół i wypiłam woreczek krwi. Zaraz potem usłyszałam dzwonek do drzwi. Otworzyłam drzwi, nikogo nie widząc.
-Głupie dzieciaki – mruknęłam, stąpając na coś.
Podniosłam ów rzecz będącą kopertą. Potrząsnęłam nią, słysząc coś w środku. Zamknęłam drzwi, szybko rozdzierając tajemniczą przesyłkę. Znalazłam tam prześwietlenie… Tylera Lockwooda z dopiskiem: „Te połamane kości nie łatwo się goiły, nawet u wilkołaka. Twój kochaś coś o tym wie”. Nogi się pode mną ugięły. Zsunęłam się po drzwiach. Przejechałam opuszkami palców po każdym złamaniu na prześwietleniu. Mimo tego co Tyler mi zrobił, nie życzyłam mu tego. A z Klausem musiałam poważnie porozmawiać.
Nie tracąc czasu ruszyłam do domu hybrydy. Otworzył mi jak zwykle uśmiechnięty, chcąc mnie objąć na przywitanie. Zręcznie umknęłam, wchodząc do środka. Przeszłam do salonu, czekając aż dojdzie. W środku cała buzowałam, jednak starałam się tego nie okazywać.
-Kochana, co się stało? – zapytał widocznie zmartwiony Klaus.
Rzuciłam kopertą w niego. Zręcznie złapał, otwierając ją. Spojrzał na prześwietlenie i dołączony tekst z niemałym zdziwieniem.
-Czyli już wiesz. Rebekah… Mogłem się domyśleć, że pojedzie do Nowego Orleanu i dopnie swego – stał się zły, jednak i ja nie powstrzymywałam już swojej złości.
-Rebekah? Twoja siostra mi to dała? To ona o tym wiedziała, a ja nie?! – wykrzyczałam to, patrząc mu w oczy.
-Kochanie… - zaczął, ale mu przerwałam:
-NIE. MÓW. DO. MNIE. KOCHANIE! – wycedziłam przez zęby.
-Caroline, ja chciałem Ci to powiedzieć. Tylko zawsze coś nam przeszkadzało. Powiedziałbym Ci o tym, przecież wiesz – zachowywał spokój.
-Właśnie nie wiem. Nie wiem, Klaus! – mówiłam dobitnie, dokładnie dobierając słowa – Robisz wszystko dla siebie i swoich przyjemności. Ciekawe dlaczego zrobiłeś to Tylerowi. Kolejna zachcianka, by się na kimś wyżyć? – byłam baardzo ciekawa co mi powie.
-Pamiętasz jak Tyler przyjechał, chcąc się z Tobą spotkać? – mimowolnie skinęłam głową, nie wiedząc co on ma z tym wspólnego – Wtedy już wiedziałem o tej jego „dziewczynie”, ale mi umknął i nie rozprawiłem się z nim. Zaniosłem Cię wtedy do domu, bo wiedziałem, że nie będziesz w stanie dotrzeć.
-Ale co to ma….
-Nie skończyłem jeszcze – powiedział surowo i wrócił do mówienia – Wtedy pojechał do Nowego Orleanu, a ja mając na uwadze to, że jest to mój rodzinny dom, pojechałem za nim. A wilkołaczek tak zabawiał się ze swoją panienką, że nie wytrzymałem. To było za Ciebie, zrozum to.
Wpatrywałam się w niego, doszukując się w oczach czegoś, co potwierdziłoby moje przypuszczenia, że kłamał. Niczego takiego z nich nie wyczytałam. Nie miałam powodów by mu wierzyć, ale żeby nie wierzyć również nie. Moje emocje trochę opadły.
-Dzięki Klaus, ale następnym razem pozwól mi się zająć takimi sprawami, dobra?
Niechętnie skinął w odpowiedzi głową, ale wiedziałam, że i tak zrobi to, co będzie uważał za „słuszne”.
Wiedziałam, że Tyler miał już kogoś, ale żeby się tak szybko pocieszył? Jedna słona łza spłynęła mi po twarzy. Hybryda to zauważył i szybko ją otarł. Przytulił mnie. Na początku oparłam ręce na jego klatce piersiowej i go odepchnęłam. Jednak nie poprzestał na tym, znowu mnie objął. Do oczu napływało coraz więcej łez. Nie chciałam się przy nim rozpłakać. Poddałam się i wtuliłam w Klausa.
Gdy staliśmy tak, spróbowałam zacząć z nim jakiś inny temat, a tylko ten przychodził mi do głowy.
-Wszyscy są Ci wdzięczni za to, że uratowałeś Damona – uśmiechnęłam się.
Pokiwał głową, nie patrząc na mnie.
-Klaus?
Powolnie przechylił głowę w moją stronę.
-Coś się stało?
-Nie, wszystko w porządku. Przekaż im, że „nie ma problemu, zawsze do usług” – rzucił sarkastycznie.
-Serio, Klaus? Uszanuj to, że jesteś przydatny i pomogłeś Damonowi, zrobiłeś coś nie tylko dla siebie.
Dotknęły go moje słowa, ale zauważyłam, że tylko w taki sposób mogę do niego dotrzeć.
-Caroline, zrobiłem to dla Ciebie. Ale ostrzegam, że już więcej tego nie zrobię. Oni są dla mnie zwykłymi, marnymi wampirami.
Poczułam, jak moje ciało rozdziera straszliwy ból. W jednej chwili cała złość powróciła, a powietrze w pokoju zastygło.
-Czyli ja też jestem dla Ciebie zwykłym, marnym wampirem? Bo nie mam tysiąca lat, tak jak Ty?! – odparowałam.
-Oni tacy są.  
Wydawał się mnie w ogóle nie słuchać, jakby majaczył. Podeszłam do niego, chcąc wymierzyć mu siarczysty policzek.

Z perspektywy Klausa

Przed dotknięciem jej dłoni mojego policzka, złapałem ją za nadgarstek, uniemożliwiając ruch. Szybko wyrwała się z mojego uścisku, patrząc na mnie wściekle. Tego było za wiele. Podszedłem do niej. Odsunęła się nieznacznie.
-Radziłbym Ci uważać na słowa i gesty kochana, bo to może się nie najlepiej skończyć dla Twoich przyjaciół – uśmiechnąłem się.
- Tylko spróbujesz … a znienawidzę Cię – w odpowiedzi uśmiechnąłem się jeszcze szerzej.
-Czyli teraz mnie nie nienawidzisz? – zapytałem drwiąco.
-Nawet nie wiesz, jak bardzo Cię nienawidzę! – wykrzyczała.
Wypuściłem głośno powietrze, by opanować napływającą złość.
-A więc czemu mnie całowałaś? Po co to wszystko?
-To była jedna wielka pomyłka – rzuciła bez namysłu.
-Taa, jedna wielka pomyłka – powtórzyłem, odwracając od niej wzrok.
Podszedłem do drzwi i je otworzyłem.
-A więc jeśli to nic dla Ciebie nie znaczyło, wyjdź.
W mojej głowie ciągle rozbrzmiewały jej ostatnie słowa. Naprawdę to wszystko było pomyłką?
-Dlaczego to robisz? – zapytała szeptem.
-Ja?! – zaśmiałem się sarkastycznie i przekręciłem głowę w stronę Caroline – Kochana, to nie ja wypieram się swoich uczuć.
-Nawet gdybym coś do Ciebie czuła, to zbyt skomplikowane… - zwiesiła głowę, gdy poczuła napływające łzy.
Westchnąłem i zacząłem wystukiwać palcami rytm o drzwi.
Wyjawiłem jej swe uczucia i nie chciałem jej porzucić. Zbyt długo o nią walczyłem, by teraz to stracić. Jednak przez to, co do niej żywię, zmieniłem się nie do poznania. Jestem słaby, a miłość to największa słabość wampirów.
Nie chcąc tego kontynuować, otworzyłem szerzej drzwi, dając jej jasno do zrozumienia, co mam na myśli. Podniosła głowę i spojrzała mi w oczy. Otarła spływającą łzę.
-Sam boisz się przyznać, że w końcu kogoś kochasz, a wymagasz tego ode mnie – rzuciła na odchodne i wyszła, trzaskając drzwiami.
Zanim zdążyłem odpowiedzieć, jej już nie było. 




-----------------------------------------------------
heej!
jak tam święta? ^^
wrzucam post dzień wcześniej, żeby...
życzyć wam Szczęśliwego Nowego Roku 2015! <3
tylko nie bijcie za ten roozdział
do następnego :)

10 komentarzy:

  1. Ej! No co ty zroobiłaś?! Przecież oni mieli być razem!
    Nienawidzę cię!!! (nie bierz oczywiście tego do siebie; czasami tak sobie żartuję :D )
    Już jestem ciekawa co zrobisz w następnym rozdziale :) Mam nadzieję, że nikt nie ucierpi ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahah, spokojnie, spokojnie :) Jeszcze nie do końca wszystko stracone. Ups... trochę podpowiedziałam xd

      Usuń
  2. płacze :(
    dlaczego? :(
    szybko pisz następny, weny C:

    OdpowiedzUsuń
  3. Mega rozdział ,ale od początku początek jak leżą razem awww<3 Wszystko pięknie tylko ta końcówka Klaus przesadził ,ale Caroline przecież się mu wybaczy w końcu to Klaus xD Czekam niecierpliwe na next :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny rozdział <3Dodasz dziś?

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej :) Rozdział bardzo ciekawy. Szkoda mi , że Caroline pokłóciła się z Klausem. A tak liczyłam na ich związek, na to , że w końcu będą razem. Ah, ale rozumiem :) Widocznie tak miało być . Ale wierzę, że wszystko się poukłada. I będzie dobrze :)
    Pozdrawiam i życzę weny :)
    Karolina J

    OdpowiedzUsuń
  6. "Rękę miałam położoną na jego klatce piersiowej. Chciałam ją zabrać, ale przytrzymał moją rękę, kładąc ją w tym samym miejscu." - O takie powtórzenia mi chodzi. Staraj się ich unikać, a będzie świetnie. Tu chodzi o "rękę".
    Ogólnie też jest bardzo dużo zbytecznych zaimków (ale z tym chyba większość ma problem, w tym także ja).
    "Chwilę później zniknął i „gnębiciel”.” " - Tu nie rozumiem co co chodzi. Po co to "i"?
    Przy fragmencie o tym czy całowanie jest czymś złym, przypomniał mi się wierszyk jeszcze z czasów podstawówki "Całowanie to nie grzech, całowanie to nie rozpusta. Bóg każę się całować, bo to on stworzył usta" (nie wiem czy czegoś nie pokręciłem, bo nigdy nie byłem dobry w zapamiętywaniu rymowanek) xD.
    "Zręcznie umknęłam, wchodząc co środka." - "do"
    W tym momencie też nie rozumiem czegoś jeszcze. Otóż czy Tyler został połamany przez Klausa za to jak potraktował Caroline po tym jak już ją rzucił, czy Klaus łamiąc Tylera chciał zmusić go do porzucenia Caroline i dokonał tego zanim wilkołak spotkał się z dziewczyną?
    Przy "czekając aż dojdzie" miałem jakieś dziwne skojarzenia... xD i nawet zacząłem czytać dwa zdania wyżej uważnie patrząc czy czegoś przypadkiem nie pominąłem.
    "NIE. MÓW. DO. MNIE. KOCHANIE!" - Po co te kropki?
    Aha i jeszcze informacja, że po myślniku czyni się odstęp (spację).
    Lubie Klausa drania i choć nie do końca i nie zawsze popieram samosądy, to w takim wydaniu w jakim Klaus to przedstawił, to Tylerowi jak najbardziej należała się bolesna i długotrwała nauczka za to co zrobił Caroline, tak nagle i bez powodu, a ona biedna tak na niego czekała i za nim tęskniła. Klaus to drań, ale przynajmniej szczerze ją kocha, przynajmniej jest gotów nie jedno dla niej poświęcić, zmienić coś, nie myśleć tylko o sobie, a Tyl, on niby był ten dobry, ale nie myślał o Caroline. Reasumując Klaus myśli o tym by Caroline byłą szczęśliwa nawet bez niego, a Tyler myśli o tym by Caroline go uszczęśliwiała (no teraz już o tym nie myśli bo ma inną, następny dziwkarz do kompletu, mógłby Elenie podać rękę, zgraliby się).
    Końcówka genialna i słowa Caroline szczere, ale Klaus pokazuje jej swoją miłość gestami, a to dużo ważniejsze niż banalne "kocham cię" wypowiedziane na głos, bo słowa nic nie znaczą, liczą się czyny. Natomiast Caroline ciągle jest niepewna i swoimi czynami raz go przyciąga, raz odpycha i to jest niefair w stosunku do niego.
    Co do groźby Klausa - przegiął, strasznie mi się to nie podobało. Mógł zagrozić czymś bezpośrednio w jej stronę, a nie uprzedzać że będzie odgrywał się na innych za jej zachowanie. Już chyba lepiej by było jakby powiedział "nie rób tak więcej, bo cię nie powstrzymam, a wtedy ci oddam" - takie jego stanowisko jeszcze potrafiłbym zrozumieć i uszanować.
    PS. Nie męczą cię jeszcze moje komentarze? Nie masz ochoty mnie wyprosić ze swojego bloga?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasami bardzo trudno o synonim, a w tym przypadku szczególnie.
      Według mnie z tym "i" lepiej brzmi, a chodziło mi o to, że na początku Caroline "zniknęła", a następnie Klaus.
      Całkiem dobry wierszyk ;p
      Chodziło mi o pierwszą wersję.
      "NIE. MÓW. DO. MNIE. KOCHANIE!" - wycedziła te słowa przez zęby, chciałam nadać im większe znaczenie (jeśli można to tak nazwać).
      Raczej zawsze stawiam spację.
      Tak, coś w tym stylu. :)
      To zaś nie jest w stylu Mikaelsona. Zrobi wszystko, ale Caroline nie skrzywdzi. W dodatku ma wiele powodów, by skrzywdzić jej przyjaciół.
      Szczerze? Hmm... Odpowiem tak - jestem jedną z tych, które przyjmują krytykę i odpowiadają grzecznie na zadane im pytania. Ale już niedługo zacznę czytać Twoje opowiadania i wątpię, że będę wtedy pobłażliwa - umiem wypomnieć najmniejszy błąd, nawet brak przecinka : ))

      Usuń
    2. Faktycznie, czasami bardzo trudno o synonimy, ale zawsze można wyszukać jakiś w internecie, albo słowniczku :)
      To Twój blog, więc będziesz go prowadziła jak uważasz. Ja mogę tylko rzucić jakąś aluzją, a czy coś z niej wykorzystasz to już będzie zależało od siebie ;-)
      Oczywiście już doczytałem która z opcji jest prawdziwa (już jestem na bieżąco - chwalę się).
      Ja rozumiem, że jej nie skrzywdzi, ale nasunął mi się cytat od utworu raperki Wdowy "Nie potrafisz mnie skrzywdzić, to nie potrafisz mnie kochać". Poza tym on już ją krzywdzi i myślę, że mniej by ją skrzywdził gdyby się na nią wydarł, albo nią szturchnął niż mówił, że skrzywdzi jej przyjaciół, gdy ona... (szantażem krzywdzi równie mocno o ile nie mocniej).
      Ale ja nie rzucałem krytyką na zasadzie "jak możesz tego nie wiedzieć", a bardziej na zasadzie "o, zauważyłem błąd" (przekazuje to co i mnie kiedyś ktoś przekazał). Oczywiście koncentruje się nie tylko na wytykaniu komuś błędów, a także na fabule, bohaterach, itd. I wiedz, że trafiłem na blogi idealne (prowadzone pod linijkę) i z nich uciekłem, bo choć nie było błędów, to ociekały sztucznością (dialogi były tak poprawne, jakby je wykładowcy uczelni humanistycznych głosili, a nie przykładowo sprzątaczka i uczeń). Ja cenię autentyczność i wolę czytać coś co ma kilka błędów czy literówek, ale jest ciekawe, ma fabułę i nietuzinkowe postaci, niżeli czytać coś co jest poprawne aż od podszewki po pierwszą chmurę, ale brak temu "tego czegoś". U ciebie "to coś" jest, dlatego zostaje i czekam na kolejny rozdział (powiadom mnie o nim).
      Jeśli zauważysz u mnie jakieś błędy (na pewno zauważysz, bo jak mówiłem łatwiej wyłapać je u kogoś obcego, niż u samego siebie) to śmiało pisz, wypunktowuj, itd, to potem gdy będę poprawiał to będę wiedział na co zwrócić szczególną uwagę. Jednak ostrzega, że gdy błędy są w wypowiedzi bohatera, to czasami są zamierzone, bo są ludzie co se plenią, mówią "poszłem" "trzym" i "jumłem", a nawet się powtarzają, jąkają, plątają w zeznaniach.

      A co do twojej odpowiedzi na mój komentarz pod innym rozdziałem, to ja właśnie uwielbiam polskie realia i zazwyczaj czytuje takie opowiadania, gdyż jak ktoś pisze o miejscach których nie zna to zawsze wydaje mi się to sztuczne. Tak więc jedno swoje opowiadanie osadziłem typowo w polskich realiach, drugie w Niemczech, Hiszpani, Francji i Anglii, a trzeciego właściwie nie osadziłem (większa część dzieje się w sierocińcu, który stoi w miejscu które nie istnieje, jedynie wspomniane są różne państwa, miasta i pochodzenie bohaterów).

      Pozdrawiam i życzę cierpliwości przy wyłapywaniu błędów w przecinkach (nigdy nie byłem dobry z interpunkcji) xD.

      Usuń