Przygotowałam dla was niespodziankę!
Napisane oczami... Klausa, tak :)
Nadal mam mieszane uczucia co do tego rozdziału.
Nie za szybko toczy się akcja?
Nie zapomnij zostawić komentarza!
Kocham ;3
OSTATNIE DWA GIFY SĄ MOJEGO AUTORSTWA, PROSZĘ O NIEKOPIOWANIE!
OSTATNIE DWA GIFY SĄ MOJEGO AUTORSTWA, PROSZĘ O NIEKOPIOWANIE!
-----------------------------------------------------
-Klaus! – krzyknęłam, wybiegając za nim.
Nie odpowiedział mi, szedł dalej.
-Daj mi trzydzieści sekund.
Zatrzymał się niechętnie, odwracając do mnie twarzą. Podeszłam bliżej wampira. Nasze oczy się spotkały, a ja zamarłam w bezruchu.
-Daj mi trzydzieści sekund.
Zatrzymał się niechętnie, odwracając do mnie twarzą. Podeszłam bliżej wampira. Nasze oczy się spotkały, a ja zamarłam w bezruchu.
-Słucham - dlaczego mam mu pomóc? – odezwał się po chwili, a
wydawało się, jak byśmy stali wpatrzeni w siebie dobre dwie godziny. Gdy nie znalazłam dobrego powodu, pokiwał głową i zaczął się odwracać. Chwyciłam go za przegub.
-Bo cię o to proszę.
Nadal utrzymywaliśmy kontakt wzrokowy.-A może dlatego, że znów cię wykorzystują? Albo powinienem powiedzieć: ty mnie?– zagadnął.
-Nie – odparłam dobitnie, mając pewność, że i tak
przysłuchują się tej rozmowie.
-Bo wiedzą, że tobie nie odmówię? – ciągnął, puszczając
mimochodem moją odpowiedź.
-Nie… - powiedziałam to już niezbyt pewnie, omijając jego
spojrzenie.
-Tak myślałem – rzucił – Ciekawe, dlaczego dzwonią do ciebie tylko, gdy czegoś potrzebują. Od kiedy tak zachowują się przyjaciele, Caroline?
-Nie waż się tak mówić – powiedziałam – Mylisz się. Nie masz
przyjaciół, nie wspominając o relacjach z rodziną, więc nie wiesz, jak to jest być kochanym – wyrzuciłam z siebie pod wpływem emocji, a gdy odsunął się ode mnie, zdałam sobie sprawę z własnego głupstwa.
Z perspektywy Klausa
-Nie spodziewałem się tego po tobie – przyznałem.
Wiedziałem, że jest zdolna mówić rzeczy, których inni by
nie powiedzieli (bojąc się o własne życie), jednak nie miała prawa poruszać
spraw mojej rodziny.
-Klaus, ja nie chciałam... – zaczęła, ale nie chciałem
tego słuchać.
W jednej chwili znalazłem się u Salvatorów. Szybkim
ruchem złapałem szklankę ze stołu i wypiłem jej zawartość. „Rozcieńczony
burbon” poznałem, krzywiąc się. Nadgryzłem swój nadgarstek, pozwalając by krew
powoli ściekała po ściankach do szklanki. Gdy 3/4 zapełniło się na czerwono,
podałem ją Elenie. Ta szybko wlała płyn do ust starszego Salvatore’a. Patrzyli na mnie, nie wierząc, że to zrobiłem. Ja właściwie też nie wierzyłem. Z tą myślą opuściłem ich dom. Spojrzałem na
wyczekującą na zewnątrz Caroline.
-Nie martw się, kochana. Ten idiota będzie żył –
wypaliłem, wsiadając do samochodu.
Bez słowa poszła to sprawdzić. Nawet w to mi nie
uwierzyła. Westchnąłem, zapalając silnik.
Dojechawszy do domu, upewniłem się, że jestem sam. Nie
miałem ochoty nikogo teraz oglądać. Nalałem do szklanki whiskey i usiadłem przy
biurku. Wyjąłem jakieś stare dokumenty, zagłębiając się w nich i kładąc nogi na
biurku. Po około piętnastu minutach usłyszałem dzwonek do drzwi. Nie spodziewałem się
nikogo, a na pewno nie osoby, którą zobaczyłem. Otworzyłem drzwi.
-Co tu robisz, Caroline? – zapytałem, zapraszając ją do środka.
Stanęła w przedpokoju. Spojrzałem na nią. Zauważyła, że
chowam urazę.
-Przyszłam tylko na chwilę. Chciałam ci podziękować i
przeprosić – odparła niepewnie, unikając mojego wzroku.
-Za co dokładnie chcesz mnie przeprosić? Za okłamanie mnie, za kolejne posłużenie się mną czy za wypowiedziane słowa?
Bała się na mnie spojrzeć. Westchnąłem zrezygnowany i zaprosiłem ją do salonu.
-Za co dokładnie chcesz mnie przeprosić? Za okłamanie mnie, za kolejne posłużenie się mną czy za wypowiedziane słowa?
Bała się na mnie spojrzeć. Westchnąłem zrezygnowany i zaprosiłem ją do salonu.
Na początku nawet nie drgnęła, dopiero po trzydziestu sekundach
ruszyła, siadając na kanapie. Usiadłem obok niej. Wydawała się obawiać cokolwiek powiedzieć.
-Nic ci nie zrobię. Zadałem ci proste pytanie i chciałbym usłyszeć na nie odpowiedź.
-Co chcesz usłyszeć?! - spojrzała mi w oczy - Przepraszam cię za wszystko
-Uratowałem go wyłącznie dla Ciebie, wiedz to. Ale nigdy więcej nie mów o mojej rodzinie – pokiwała głową.
-Co chcesz usłyszeć?! - spojrzała mi w oczy - Przepraszam cię za wszystko
-Uratowałem go wyłącznie dla Ciebie, wiedz to. Ale nigdy więcej nie mów o mojej rodzinie – pokiwała głową.
Jej drobna twarzyczka patrzyła wprost na mnie. Opuszkiem palca
przejechałem po jej gładkim policzku, a Caroline drgnęła. Gdy usłyszała moje nadchodzące rodzeństwo, szybko się ode mnie odsunęła.
-Caroline – uśmiechnął się Elijah – miło cię widzieć.
-Was również – odparła, po czym spojrzała na wiszący na
ścianie sporych rozmiarów zegar – Wpadłam tylko na chwilkę, na mnie już czas –
spojrzała przepraszająco i wstała.
Szybko do niej dołączyłem, przepuszczając ją w drzwiach.
Na zewnątrz rzuciłem:
-Wiesz, że nie musisz iść.
Nasze twarze znów się znacznie zbliżyły. W tym samym czasie rozum wziął górę nad sercem i Caroline odsunęła się, idąc do
domu. Zagryzłem wargę, by nie przekląć.
-Podwieźć cię? – zawołałem.
-Nie kłopocz się – odparła, znikając wśród drzew.
Wróciłem do domu. W progu stała już Rebekah. Nie wróżyło to nic dobrego.
-Nik, musimy porozmawiać.
Wiedziałem, że nie odpuści, więc zgodziłem się na jedno
pytanie. Coś mi podpowiadało, że będę go żałował.
-Każdy wie o tym, że Caroline nie jest ci obojętna - na dźwięk tych słów aż zagotowało się we mnie - Jednak ona chyba nie do końca to odwzajemnia, choć może się mylę. Jednakże…
-Do rzeczy – przerwałem jej.
-… pytanie brzmi: kiedy powiesz jej o tym, że jej byłemu,
bodajże Tylerowi, połamałeś kości?
-Skąd to wiesz?!
-Aa – pokręciła palcem – Tajemnica. Jeśli jej tego nie
powiesz, ja to zrobię z wielką chęcią – wyszła, ironicznie się uśmiechając.
Ze zdenerwowania rzuciłem krzesłem o podłogę. Nie mogła
się dowiedzieć, nie teraz.