poniedziałek, 31 sierpnia 2015

#Rozdział 19

Z perspektywy Caroline

Wsiadając do samolotu masz nadzieję na spokojny i przyjemny lot oraz na miłych i dobrze zachowujących się sąsiadów. Niestety, jak zwykle w moim przypadku musiało być inaczej. Pomijając fakt, że ze snu wybudziło mnie płaczące dziecko, którego matka nie mogła za żadne skarby świata uspokoić, a próbowała już chyba wszystkiego (jedzenia, tulenia, smoczka, nucenia kołysanki), to w dodatku stewardessa o mało nie wylała na mnie czyjegoś drinka, którego w porę złapałam (jednak wampirzy refleks się na coś przydaje). Czy mogło być gorzej?
A no tak, zapomniałam o kolesiu, który ciągle lustrował mnie wzrokiem i zadziornie się uśmiechał, próbując zagadać, co pozwolę sobie zacytować: "Czy Twój ojciec był złodziejem?" lub "Bolało, kiedy spadłaś z nieba?" (przez które mało co się nie popłakałam ze śmiechu), dopóki nie łypnęłam na niego spode łba i nie wysunęłam kłów. Odwrócił się natychmiast.
Szkoda.
Na szczęście po przesiadce do drugiego samolotu siedziałam już w ustronnym miejscu. Wtedy miałam czas na rozmyślanie. Czuję się zagubiona, głowa mi pulsuje od natłoku myśli i wspomnień. Co zrobię, jak go zobaczę?

Czasami chciałam być znów człowiekiem. Móc nie przejmować się ciągle czyhającym na ciebie niebezpieczeństwom, nie oglądać się za siebie. Móc spokojnie skończyć szkołę, studia, zdobyć pracę, następnie spotkać miłość swojego życia, wyjść za mąż i wychować dzieci. Prowadzić ich do szkoły i patrzeć, jak dorosną i założą swoje rodziny, a ty spokojnie doczekasz starości.
Mnie za to czekało ciągłe patrzenie za siebie, okropna myśl, że nigdy nie uda mi się urodzić dziecka, ciągłe bycie w tym samym wieku (co wydaje się być niczym złym, a jednak musisz ciągle zmieniać miejsce zamieszkania, nazwisko, wygląd, by inni nie zaczęli czegoś podejrzewać) oraz bezustanne narażenie na śmierć.

Zostały mi jeszcze do końca lotu trzy godziny, a na tę myśl moje serce boleśnie łomocze. Chcę stanąć stopami na włoskim chodniku, pobiec do hotelu, znaleźć go, wykrzyczeć jak mógł mnie tak zostawić, wysłuchać jego przeprosin i wiążącej obietnicy, że nigdy więcej tego nie zrobi, a potem w końcu wtulić się w jego bezpieczne ramiona.

***

Po wylądowaniu samolotu, obsługa podziękowała za lot i poinformowała o możliwości wyjścia z pokładu. Stewardessy stały przy wejściu, pilnując porządku. Spodziewałam się wielkiego tłumu, jednak wszystko poszło zadziwiająco gładko - ludzie wychodzili po kolei, zaczynając od miejsc najbliżej wyjścia. Byłam pod wielkim zaskoczeniem, ponieważ to niezbyt często widywane.
Gdy się wydostałam, udałam się z pasażerami do budynku lotniska w poszukiwaniu swojego bagażu.

Kiedy wreszcie znalazłam walizkę, zauważyłam, że coś jest nie tak. Według mojego zegarka jest kilka minut po północy, czyli powinna otaczać mnie ciemność, tymczasem słońce zdążyło już wzejść. Rozejrzałam się gorączkowo i podeszłam do najbliższej osoby z zegarkiem na nadgarstku.
-Przepraszam, która godzina?
Zmieszany mężczyzna spojrzał na mnie, po czym na czasomierz.
-06:13.
Moje oczy rozszerzyły się ze zdziwienia, a z twarzy odpłynęły kolory, gdy zrozumiałam, że zapomniałam o strefie czasowej i mam bardzo mało czasu. W pośpiechu rzuciłam "dziękuję", biegnąc do najbliższej taksówki. Odjechała z piskiem opon, kiedy zostało mi do niej 200 m. Wyrzuciłam z siebie potok przekleństw, szukając następnego pojazdu.
Po kilku minutach odnalazłam wolną taksówkę w białym kolorze, po czym podałam kierowcy adres hotelu, pod który ma mnie zawieźć. Miły mężczyzna poinformował mnie, że dojazd zajmie nam 30 minut. Pokiwałam niespokojnie głową i oparłam się o siedzenie. Wyciągnęłam telefon i dopiero teraz pozwoliłam, by mój telefon zsynchronizował się z obecnym czasem we Włoszech. Jaka byłam głupia, że wcześ -
Nie zdążyłam dokończyć myśli, ponieważ kierowca taksówki wcisnął gaz do dechy i całkowicie nie przejmując się przepisami drogowymi, zaczął pokonywać drogę. Wcisnęłam się mocniej w fotel, modląc się, by jazda już dobiegła końca.

Kierowca samochodu zatrzymał się z piskiem opon przy celu. Kazałam mu na mnie zaczekać i wbiegłam do okazałego hotelu. Powitało mnie mnóstwo budynków obok siebie. Nie potrafiłam ich nawet zliczyć. Uwagę przykuwał wielkich rozmiarów basen na otwartej powierzchni. Gdy przechodziłam obok niego, miało się ochotę dołączyć do pływających gości i już nigdy stąd nie wychodzić. Z trudem się przed tym powstrzymałam i weszłam do środka. Kremowe ściany były ozdobione różnorakimi obrazami. Po lewej był wielki wykusz, a obok niego stały duże fotele. Naprzeciw mnie drzwi prowadziły do jadalni, z której wydobywały się piękne zapachy. Wykrzywiłam usta w grymasie, bo poczułam się głodna. Tylko w moim przypadku takim jedzeniem bym się nie najadła.
Na środku postawiono podświetlaną fontannę, z której tryskała woda. Zaś po prawej znajdowała się recepcja. Podeszłam tam żwawo, próbując nie tracić czasu na podziwianie hotelu. Za ladą stała kobieta, uśmiechając się do mnie.
-Dzień dobry. W czym mogę pomóc? - zwróciła się do mnie.
-Chciałabym zapytać, czy mój chłopak - to tak dziwnie brzmiało w moich ustach, aż się wzdrygnęłam, ale recepcjonistka nie zwróciła na to uwagi - już się wymeldował. Nazywa się Klaus Mikaelson.
-Przepraszam, ale nie podajemy takich informacji.
-Chcę tylko wiedzieć, czy wyszedł! - syknęłam.
Z twarzy kobiety zniknął uśmiech.
-Proszę się uspokoić albo wezwę ochronę.
Wzięłam głęboki oddech. Jak mam się dowie... otóż to! W porę odzyskałam rezon.
Spojrzałam głęboko w oczy pracownicy i powiedziałam:
-Sprawdzisz czy Klaus Mikaelson nadal przebywa w swoim pokoju bez zbędnych pytań.
Kobieta pokiwała skwapliwie głową i wystukała kilka słów w komputerze.
-Niestety, pan Mikaelson wymeldował się po piątej.
-Wiesz dlaczego?
-Powiedział tylko, że musi coś ważnego załatwić w swoim mieście.
W swoim mieście? O co mu chodziło?
-Dziękuję. A teraz zapomnisz o tej rozmowie - zakończyłam siłę perswazji i szybkim krokiem wyszłam z hotelu.
Aż szkoda było mi wychodzić z takiego cudownego budynku. Ku mojej uciesze taksówkarz nadal na mnie czekał, tak jak mu kazałam. Poprosiłam, by odwiózł mnie na lotnisko. Zmarszczył brwi, zdziwiony. Już otwierał usta, by coś powiedzieć, ale uciszyłam go gestem ręki i zmieszany odpalił samochód, znów nie bacząc na przepisy. Pomimo szybkiej jazdy, próbowałam się skupić na tym, gdzie teraz wybiera się Klaus. Z drugiej strony byłam na siebie wściekła za to, że zapomniałam o strefie czasowej. Gdyby nie to, teraz dotrzymywałby mi towarzystwa.

Gdy wysiadałam z taksówki i szybkim ruchem podałam kierowcy pieniądze, olśniło mnie. Klaus nazwał to swoim miastem. A które miasto zbudowała jego rodzina? Które miasto próbował odzyskać? Odpowiedź nasuwała się jedna - Nowy Orlean.
Znów posłużyłam się kobietą z obsługi, by załatwiła wszystkie formalności z lotem do Nowego Orleanu, złożyłam podpisy w kilku miejscach i odczekałam dwie godziny na najbliższy samolot, siedząc w Starbucksie.

Odprawa znów poszła gładko - podeszłam do samoobsługowej maszyny. Wprowadziłam tam swoje dane oraz numer potwierdzenia rezerwacji (wszystko dostałam od przemiłej pani z obsługi). Automat przydzielił mi miejsce i poczekałam na wydruk karty pokładowej. Gdy minął wyznaczony czas, weszłam na pokład samolotu, odnajdując miejsce. Po kilku minutach w końcu wzbiliśmy się w powietrze. Przede mną ponad piętnaście godzin lotu z jedną przesiadką...

Teraz już nie pozwolę, by coś pokrzyżowało moje plany. Muszę znaleźć Klausa.


----------------------------------
Ostatni dzień sierpnia! Ale zdążyłam! 
Przepraszam, że nie dodałam go wcześniej.
Mam nadzieję, że się spodoba :)
A jutro 1 września... 

piątek, 10 lipca 2015

#Rozdział 18

Z perspektywy Caroline

Zawsze chcemy, by wszystko wyszło po naszej myśli. Ja ciągle tego chciałam. Organizowałam wiele imprez, otwarć. Dokładałam wszelkich starań, by było tak jak to zaplanowałam. Ale gdy pomyślę o moim życiu... niestety nie jest tak poukładane.
Pamiętam, jak kiedyś Klaus zadzwonił do mnie i powiedział:
"Być może pewnego dnia. W ciągu roku lub nawet wieku. Zwrócisz się do moich drzwi i pokażę ci, co świat ma do zaoferowania."
Chyba przyszedł czas, bym zwróciła się do jego drzwi. Tylko może mi ktoś wytłumaczyć, gdzie one są?

Spojrzałam na ciągle stojącego przede mną brata Klausa. Elijah jest dżentelmenem i rzadko okazuje niechęć niesienia pomocy przyjaciołom, ale tym razem nie palił się do tego, by go znaleźć. A może odnosiłam mylne wrażenie? Lub może wiedział coś, czego ja nie wiedziałam?
-Elijah, co się dzieje? - zapytałam, gdy nie usłyszałam żadnej odpowiedzi na wcześniej zadane pytanie.
Wymusił uśmiech, ręką strzepnął niewidoczny pyłek z garnituru i wtedy w końcu spojrzał na mnie. Jego oczy pozostały nieprzeniknione.
-A cóż miałoby się stać, Caroline? Jedyne co wiem, to to, że Klaus wyjechał do Włoch, o czym najwyraźniej zapomniał napomknąć mnie i siostrze. Choć trudno było tego nie usłyszeć, gdy dziś rano przed wylotem kłócił się zapewne z recepcjonistką, która proponowała mu zostać przynajmniej dwie noce w ich hotelu. Powiedział, że rezerwuje tylko jedną. Wywnioskowałem, że musiało dojść między wami do sprzeczki, która bron Boże mnie nie obchodzi - by temu dowieść, uniósł do góry dłonie, po czym zaraz je opuścił; cieszyłam się, że nie drążył tematu, bo nawet nie wiem jak miałabym mu to wytłumaczyć - i mój brat doszedł do wniosku, że raczej nie zaszczycisz go swoją obecnością. A znam go wystarczająco długo, żeby wiedzieć, że jeśli wynajął pokój na jedną noc, z samego rana zamierza wyjechać gdzieś indziej.
Nadal analizowałam usłyszane słowa. Więc gdzie zamierza pojechać? Znów knuł jakąś intrygę? Czy chciał się na mnie w jakiś sposób zemścić?
-Wiesz coś jeszcze? - zapytałam z nadzieją - Może w jakim hotelu się zatrzymał?
Zmarszczył brwi w zamyśleniu. Czekając na dalsze informacje, nerwowo naciągałam czarny sweter na dłonie.
-Nazywał się chyba... Schwarzent. Nie, hotel Schwarzenstein.
Wyjęłam telefon i szybko zapisałam nazwę.
-Dzięki, Elijah. Muszę Cię teraz przeprosić, mam coś ważnego do załatwienia.
Zbliżyłam się do wyjścia, gdy poczułam czyjąś dłoń na swoim ramieniu. Przez chwilę miałam nadzieję, że z pokoju obok wyjdzie Klaus, powstrzyma mnie przed wyjściem i przeprosi za wszystko. I będzie wszystko w porządku...
Ale ta dłoń nie należała do niego.
-Powodzenia, Caroline. Ale pamiętaj - nie pozwól, by Klaus zawsze stawiał Cię w takiej sytuacji jak ta - powiedział zmartwiony Elijah.
Pokiwałam głową, wtedy jeszcze nie wiedząc zbytnio o co mu chodzi i wyszłam z rezydencji. Kiedyś słyszałam, że ludzie mają wrodzony talent do wybierania właśnie tego, co jest dla nich najgorsze. Teraz się z tym zgadzam. 
Wsiadłam do samochodu i w narastającym pośpiechu ruszyłam do domu. Gdy tylko przyjechałam, wyskoczyłam dosłownie jak burza z auta i pobiegłam do mieszkania.
Moje żyły łaknęły krwi, więc wypiłam dwie torebeczki. Czekała mnie długa podróż, a nie wiedziałam jak będę się pożywiać we Włoszech. Złapałam walizkę i wrzuciłam same najpotrzebniejsze rzeczy. To zadziwiające, jak w pośpiechu nie zastanawiamy się, co pakujemy, tylko wtedy działa nasz instynkt. Jeśli jest zima - nie spakujesz szortów i czapki z daszkiem. Jeśli zaś lato - długich spodni i ocieplanych bluz. 
Z bagażem wyszłam na zewnątrz. Dopiero teraz zauważyłam, że zerwał się silny wiatr, wcześniej nie zwróciłam na to większej uwagi. Nałożyłam kaptur na głowę, by włosy nie chłostały mnie po twarzy. Przysiadłam na chwilę na schodku i spojrzałam w dal. Rozciągały się tam wielkie lasy, szczyty drzew sięgały nieba. Nawet w nikłym słońcu wydawało się, jakby ich zieleń lśniła. Rosły, nieświadome niczego, co dzieje się poza lasem. Nie doznały żadnego ludzkiego szczęścia, ale i bólu. Były wolne. Przyłapałam się na tym, że przez chwilę im zazdrościłam.

Moje rozmyślania nie trwały długo, bo ostudził mnie kolejny chłodny podmuch wiatru. Wstałam szybko, schowałam ekwipunek do bagażnika i odjechałam.
Zdążyłam zostawić mamie wiadomość, że postaram się do niej dzwonić, ale muszę przemyśleć parę spraw i potrzebna mi chwila spokoju. No cóż, po części to prawda. 

***

Na lotnisku działałam jak maszyna; czułam się jakby ktoś przejął nade mną kontrolę. Spojrzałam na rozkład lotów i już wiedziałam, co robić. Podeszłam do stojącej najbliżej mnie kobiety z obsługi i wymusiłam na niej, by najzwyczajniej w świecie dała mi najbliższy bilet do Włoch, który był za 18 minut i załatwiła wszystkie formalności. Użyłam siły perswazji, by zdobyć to, co chciałam. 


Czas minął szybko. Ze spokojem weszłam na pokład samolotu i zajęłam odpowiednie miejsce. Powinnam czuć niepokój, radość, napływ adrenaliny, cokolwiek, ponieważ był to mój pierwszy lot samolotem. Marzyłam długo o takiej podróży. Zastanawiałam się, jak będę się czuła, jak to będzie wejść na pokład i znaleźć swoje miejsce. Obok kogo będę siedziała. Jak będzie wyglądał pilot, co będzie mówiła stewardessa. Teraz nie zwracałam na to uwagi. Odczuwałam tylko obojętność i silną chęć bycia już w wyznaczonym celu.
Przed wystartowaniem spojrzałam na godzinę - była 11:45. Chwilę przed 00:00 powinnam być na innym kontynencie. Odchyliłam głowę do tyłu, opierając ją o siedzenie i zasnęłam. 

-----------------------------------------------------
zostało mi tylko napisać, że zapraszam na nowy rozdział :)
btw. udanych wakacji! 

wtorek, 16 czerwca 2015

#Rozdział 17

Z perspektywy Caroline

Obudziły mnie promienie słońce wpadające przez niezasłonięte okno, które jakby pałały nadzieją na lepsze jutro. Potarłam oczy i wtedy zrozumiałam, że nic takiego się nie wydarzy. Nie będzie lepszego jutra. Poczułam na twarzy zaschnięte łzy, a na końcu łóżka dostrzegłam otwarty album ze zdjęciami. Wzięłam go. Był otworzony na zdjęciach z okresu, gdy byłam jeszcze z Tylerem. Szybko go zamknęłam. Uświadomiłam sobie, że nie mam żadnej fotografii z Klausem. Może to lepiej, gdy nie będę miała po nim żadnej pamiątki. Będzie mniej bolało. 
Nie mogłam sobie przypomnieć jak ten folder znalazł się na łóżku ani jak usnęłam. Zbyt wiele ważniejszych informacji zeszłego wieczoru to zagłuszyło.  
Próbowałam przeanalizować wszystko od początku. Ale czy jest co? Klaus najzwyczajniej na świecie wyjechał, zostawiając mnie z rosnącym dylematem. Znów postawił mnie w sytuacji, w której muszę decydować: on lub przyjaciele. Cały Mikaelson, mogłam się tego domyśleć. Gdyby coś takiego zaproponował mi kilka tygodni temu, odpowiedź byłaby prosta. Pamiętam, jak się go bałam. Ale w nadmiarze nowych zdarzeń, do których doszło, to już nie jest takie łatwe. Chyba to nie jest zbyt dobry czas na zakochiwanie się.
Chyba na pewno.
Nawet nie kontroluję tego, jak wyrzucam zawartość śmieci z kosza. Zaczynam przeszukiwać je spośród pustych opakowań po napojach, dopóki nie znajdę skrawków biletu. Szybko odszukałam nożyczki i taśmę, którą skleiłam moją przepustkę do nowego życia. Z Klausem.
Gdy bilet był w miarę sklejony, zebrałam klucze ze stołu i zamknęłam dom. Odpaliłam pospiesznie samochód i popędziłam na lotnisko. Kurz, który wzbił się w powietrze, osiadł na roślinach w ogrodzie. Zdążyłam wydukać „Przepraszam mamo”, która właśnie stała obok i patrzyła wystraszona jak odjeżdżam, po czym dodałam gazu, bo zostało mi 5 minut do odlotu.

Przejazd przez autostradę ciągnął się w nieskończoność, a samochody wlokły się jakby na złość. Dojechałam do lotniska, złapałam bilet i zamknęłam drzwi auta. Wtem nad moją głową ujrzałam odlatujący samolot. Spojrzałam na jego nazwę: Airbus A321. Włoski. Ale żeby się upewnić, spojrzałam na swój bilet. Tak jak myślałam - Klaus właśnie odleciał. Spóźniłam się, a ten samolot był moją jedyną szansą.

Czuję się winna. Chciałabym znów być wolna. niezobowiązana. Jako wampir moje uczucia, nadwrażliwość na bodźce i zmysły są wyostrzone, ale teraz wszystko we mnie szaleje 300 razy mocniej. Aż boli. Nie ma obok mnie nikogo, kto podpowiedziałby mi, co mam zrobić. Ponieważ w końcu powiedziałam, co myślę. A ludzie są niezadowoleni, gdy ktoś nie zachowuje się tak, jak chcą.
Choć jest ciepło, zauważyłam, że zaczęłam drżeć. Szybko założyłam jedną z grubszych bluz, jakie mam i dopięłam suwak pod samą brodę. Ale to nic nie daje. Potrzebuję, by mnie dotknął, bym poczuła silne dłonie, JEGO silne dłonie.
Ale wiem, że już się tak nie stanie. Wszystko minęło, gdy zobaczyłam odlatujący samolot. Zbyt wiele czasu poświęciłam rozmyślaniu o Tylerze i "co by było, gdyby...". Nie skupiłam się na tym, co miałam pod ręką. Mimo swojego egoizmu, interesował się mną. Mimo swoich wielu wad, BYŁ. Żadne z nas nie wymaże z pamięci tego, co było, bo to niemożliwe (no dobra, możliwe poprzez zauroczenie, ale to nigdy się nie wydarzy).
Nie chcę zapomnieć jego twarzy.
Nie chcę zapomnieć jego zapachu.
Nie chcę zapomnieć koloru jego oczu.
Nie chcę zapomnieć jego dotyku.
Nie chcę.
W tej samej chwili przyszedł mi do głowy nowy pomysł. Złapałam kluczyki i zamknęłam drzwi. Przez chwilę przymknęłam oczy i zaczęłam chłonąć delikatny wiatr, który smagał moje policzki.
Tak się zamarzyłam, że prawie zapomniałam, co chciałam zrobić. Po raz drugi dziś odpaliłam samochód. Tym razem skierowałam się do rezydencji Mikaelsonów.

***

Podeszłam zrezygnowana do schodów, mając cień nadziei, że Klaus jednak nie odleciał. Nadzieja szybko się ulotniła, gdy po naciśnięciu dzwonka, w drzwiach zauważyłam jego brata. . 
-Caroline? - otworzył mi Elijah. Był ubrany jak zwykle w elegancki i dopasowany garnitur. To on był uważany za największego dżentelmena w rodzinie Mikaelsonów i chyba tak zostanie - Ale Klausa nie -
-Wiem, że go nie ma - przerwałam mu, chwilę później posyłając mu przepraszające spojrzenie.
Zaprosił mnie do domu. Jednak nie mogłam się poruszyć. Gdy zauważył, że nie mam zamiaru wejść, wydał z siebie zduszone westchnięcie.
-Więc o co chodzi? - zapytał, gdy zauważył, że sama z siebie nie wycisnę tego, po co tu przyszłam.
-Czy twój brat zmienił numer telefonu?
Jadąc tutaj, przez cały czas próbowałam się dodzwonić do Klausa. Bezskutecznie, ciągle włączała się poczta.
-Nie - odpowiedział, znikając z werandy, a chwilę później wracając z czymś w ręku - Zostawił go w domu - rzucił, na dowód pokazując jego telefon.
-Mhm - mruknęłam, nie wiedząc co więcej powiedzieć.
Ten mały szczegół bardzo mnie zabolał. Odciął się od swojego życia w Mystic Falls wszystkimi możliwymi sposobami. Znów poczułam otaczające mnie zimno.
Elijah zauważył, że między nami wydarzyło się coś. COŚ to dobre określenie. Ale zostawił to dla siebie i nie wypytywał. Byłam mu za to wdzięczna.
-Pomóż mi go znaleźć - wykrztusiłam to z siebie, co zabrzmiało raczej jak jęk duszonego kota.



-----------------------------------------------------
przepraszam za opóźnienie w dodawaniu rozdziału.
następne będą już w terminie. 
miłego czytania :)

niedziela, 10 maja 2015

#Rozdział 16

Z perspektywy Caroline

Gdy tak na niego wrzeszczałam, rozsiadł się wygodniej na łóżku i z urazą odparł:
-Caroline. Też się za Tobą stęskniłem.
Nie wierzę. Jak mógł udawać, że nic się nie stało? Próbowałam go zrozumieć i gdy w końcu zaczynałam, on za każdym razem tworzył przede mną kolejny mur nie do pokonania. 
-Klaus, powiedz mi, że niczego nie zrobiłeś - powiedziałam drżącym głosem, po czym odchrząknęłam i skrzyżowałam ręce na piersiach, bym brzmiała poważniej. Odsunęłam się, mając nadzieję, że dzielący nas dystans skłoni go do szczerej rozmowy ze mną. 
-Zależy co masz na myśli, robiłem dzisiaj wiele rzeczy - odpowiedział, przybierając minę myśliciela.
Zrobiłam głęboki wdech i wydech. Nie pozwól mu wyprowadzić się z równowagi, Caroline.
-Wytłumacz mi, w co Ty grasz? - wypaliłam.
Już nawet nie byłam wściekła, czułam przerażającą pustkę i świadomość, jakbym traciła coś ważnego.
-To zabawne, że już druga osoba dzisiaj się mnie o to pyta - uśmiechnął się - Ale naprawdę nie wiem o co wam chodzi - wzniósł ręce do góry, wzruszając ramionami.
-Klaus! Proszę powiedz, że nie zrobiłeś krzywdy Elenie - spojrzałam mu w oczy.
Przyglądał mi się przez chwilę. 
-Dlaczego miałbym skrzywdzić Elenę Gilbert? - zapytał i ściągnął brwi, całkowicie wytrącając mnie z równowagi.
Czułam jakąś drzazgę wbijającą mi się w serce. Nie wiem czy umiałabym mu wybaczyć, a co mówić o zapomnieniu... 
-Czy Ty nie rozumiesz, że chcę Ci pomóc? Nie musiałeś jej krzywdzić. Wróć, nie masz prawa krzywdzić ani moich przyjaciół ani innych ludzi!
-Nazywasz ich nadal przyjaciółmi?
-Nawet nie waż się zmieniać tematu. Nie pozwoliłam Ci ich krzywdzić, a Ty po raz kolejny mnie zawiodłeś. Nie okłamuj mnie, mówiąc, że to nie Ty. Powiedz mi tylko, dlaczego?
Otworzył usta, by coś powiedzieć, ale zaraz je zamknął. 
Oto przed państwem Klaus Mikaelson, który pierwszy raz w życiu nie wie co odpowiedzieć.
Westchnęłam i po minucie milczenia, ciągnęłam dalej:
-Próbuję zrozumieć Cię od chwili, gdy tylko pojawiłeś się w Mystic Falls. Czy naprawdę nic Cię nie obchodzi? Musisz ranić wszystkich, którzy staną Ci na drodze? Naprawdę jesteś zepsuty aż do szpiku kości? Bo nie wierzę w to. Możesz mówić, że niczego nie czujesz, ale w głębi tego jakże zimnego serca jednak coś pęka - mówiąc to, dotknęłam jego klatki piersiowej.
Jednym szybkim ruchem złapał mnie za nadgarstek i sprytnie przyciągnął do siebie, sprawiając, że wylądowałam obok niego na łóżku. Napierając na mnie i nie puszczając mnie, powiedział:
-Nigdy więcej nie mów takich bzdur.
Lód w jego oczach aż bolał. Odsunął się ode mnie, więc czym prędzej uwolniłam się z jego uścisku. Przecież wiem, że nie był aż tak okrutny. Dlatego spróbowałam podjąć inny temat. 
-Czy to ma związek z Twoim ojcem? - zapytałam.
Przypomniałam sobie, że Mikael - dokładniej ojczym Klausa - cenił ponad wszystko dumę. Był agresywny, wrogi, drobiazgowy i bezlitosny. Ze wszystkich swoich dzieci, hybrydę traktował najgorzej. Bił go i upokarzał. A gdy dowiedział się, że jego żona go zdradziła i Klaus nie jest jego dzieckiem, jego nienawiść stała się nieograniczona.
-Jak możesz mieszać do tego Mikaela?! - wykrztusił, przybierając nieprzyjemny ton głosu - Jak śmiesz mówić o kimś, kto zniszczył moje życie?!
Złapałam go za ręce, które wyrwał.
-Opowiedz mi o tym, proszę.
Spojrzał mi głęboko w oczy. Przez chwilę dostrzegłam w nich przeraźliwy ból, jednak chwilę potem wróciła obojętność i rozdrażnienie.
-Przestań o nim mówić - odwrócił wzrok.
-Czy był aż tak bezlitosny? - zapytałam - Bił Cię w dzieciństwie? Upokarzał Cię i dręczył?
-Powtórzę ostatni raz - nie będę o nim rozmawiał - odpowiedział pewniej, tym razem patrząc w oczy.
Jeszcze raz owiał mnie chłodnym spojrzeniem, a chwilę potem jego twarz się rozpromieniła, co wzbudziło we mnie niemałe zmieszanie. 
-O mały włos zapomniałem, po co tu przyszedłem. Mam coś dla Ciebie.Wyjeżdżam jutro nad ranem i gdybyś miała ochotę polecieć ze mną do Włoch, byłoby mi miło - wyciągnął z kurtki kopertę i położył ją na szafce nocnej.
Nie wierzę. Jakby nigdy nic, podarował mi bilet. Zachowywał się infantylnie.
Sięgnęłam po kopertę i ją otworzyłam. Zerknęłam tylko przez chwilę i zaraz szybko schowałam zawartość. Już dłużej nie umiałam utrzymać nerwów na wodzy.
-Czy naprawdę myślisz, że po tym wszystkim, co dzisiaj się stało, od tak wyjadę z Tobą? - zapytałam - Nie rozśmieszaj mnie.
To zabawne jak bardzo bezwartościowa poczułam się przez niego. Naprawdę myślał, że mnie przekupi?
-Miałem taką nadzieję. Za wszelką cenę chciałem, byś się do mnie przekonała. Wiesz, jak trudno było mi przyznać, co do Ciebie czuję?! - krzyknął - Ale widzę, że to był błąd, ponieważ niczego to nie zmieniło. 
-Słucham?! Sądzisz tak, ponieważ...? - nie dając mu szansy na odpowiedź, zapytałam - Jedynym wyjściem jest wyjechać, prawda? Uciec jak tchórz?!
-Chcę Ci tylko powiedzieć, że gdybyś zdecydowała się do mnie dołączyć, wylot jest o 9:20. Jeśli nie zjawisz się na czas, zrozumiem to jako odmowę i już nigdy więcej mnie nie zobaczysz ani o mnie nie usłyszysz - powiedział, zupełnie ignorując to, co mówiłam.  
Poczułam napływającą furię.
-Nie obchodzi mnie to! - wykrzyknęłam i na dowód tego, zmięłam kopertę i wyrzuciłam ją do kosza - Jak widać, pojedziesz sam.
Raz jeszcze na mnie spojrzał, po czym podszedł do drzwi i je otworzył.
-Jeśli tego chcesz.
Złapałam najbliżej stojącą szklankę obok mnie i rzuciłam nią w niego. Niestety szybko zamknął drzwi i szkło roztrzaskało się o drewno. 
-Nie wiem, czego chcę... - wyszeptałam, lecz tego już nie usłyszał.
Odłamki szklanki wyglądały teraz jak moje serce - oba czuły się niechciane.

-----------------------------------------------------
kolejny rozdział przed wami!
tego się spodziewaliście?
czy może jednak was zaskoczyłam? ;d
piszcie!

niedziela, 12 kwietnia 2015

#Rozdział 15

Z perspektywy Klausa

Wampirzyca starała się nie pokazywać po sobie strachu, lecz przychodziło jej to z trudem. A szybsze bicie serca i spinające się mięśnie jej w tym nie pomagały.  Uśmiechnąłem się triumfalnie.
-Czego ode mnie chcesz, Klaus? – zapytała.
-Przejdźmy się.
Zmroziła mnie wzrokiem i powiedziała oburzona:
-Nie mam czasu, spieszę się.
 -Och, dla mnie znajdziesz czas – humor mi dopisywał.
Zaczęła iść, nie odzywając się do mnie ani słowem. Pokręciłem z rozbawieniem głową i bez trudu ją dogoniłem.
-A więc co słychać u Ciebie i Damona? – rzuciłem.
Leniwie przekręciła głowę w moją stronę, okazując całą niechęć, jaką do mnie żywiła.
-Mów, czego chcesz. 
-Nie bądź dla mnie taka oziębła, kochana. Czy to źle, że interesuję się tym, co dzieje się u Ciebie?
-W co Ty grasz?! – wykrzyknęła.
Zaśmiałem się szyderczo. Spojrzałem na zegarek, wzdychając.
-Nie mam zbyt wiele czasu, więc przejdźmy do sedna. Pamiętasz zapewne, co zdarzyło się wczoraj wieczorem u Salvatorów.
-No i?
-No i – powtórzyłem, naśladując ją – wydaje mi się, że zachowałaś się niestosownie co do jednej osoby.
Elena przystanęła, bacznie mi się przyglądając.
-Nie powinno Cię obchodzić, co zdarzyło się pomiędzy mną a Caroline – mówiąc to, zniknęła. A raczej uciekła.
Pokręciłem głową z powątpiewaniem. Szybko ją dogoniłem, tym samym przypierając do burego, opuszczonego budynku, który zdawał się być kiedyś fabryką.
-Przede mną nie można uciec, kochana – wyszeptałem, schylając się do jej ucha.
Jej martwe serce przyspieszyło. Zaczęła się wyrywać, przez co jeszcze mocniej przyparłem ją do chłodnego muru.
-Zacznijmy od zasad kultury: jestem od Ciebie starszy, co oznacza, że powinnaś okazywać mi szacunek. Zacznij od pożegnania się z kimś, gdy musisz iść, a nie znikania niespodziewania.  Rodzice Cię nie nauczyli? Och, chyba nie zdążyli – mówiąc to, poluźniłem uścisk.
-Czemu jesteś taki podły? – zapytała, a w jej oczach pojawiły się łzy na wzmiance o rodzicach.
-Taka moja natura, kochana.
-Po prostu powiedz, czego chcesz – zażądała.
-Hmm, zastanówmy się… Najlepiej by było, gdybyś po prostu zniknęła z Mystic Falls. Jednak rozumiem Twój sentyment z tym miejscem: dwóch kłócących się o Ciebie braci, przyjaciele, śmierć Twoich rodziców. A ile razy Ty już miałaś tutaj zginąć? – uśmiechnąłem się, lecz nie czekając na odpowiedź, mówiłem dalej – Zwyczajnie zerwij kontakt z Caroline.
Spojrzała na mnie lodowato.
-To był niewłaściwy ruch z twojej strony, Klaus. Gdy tylko jej opowiem, jak próbowałeś mnie zastraszyć, odsunie się od Ciebie.
Zaśmiałem się.
-Przepraszam kochana, nic z tych rzeczy. Jakbyś nie zauważyła, to Ty jesteś w niekorzystnej sytuacji i szczerze wątpię, że to właśnie Tobie uwierzy.
-Nie wiem, co ona w Tobie widzi… - wyszeptała, nie wiedząc co odpowiedzieć.
Zrobiłem krok w jej stronę i oparłem rękę o budynek, tym samym nie dając jej możliwości do ucieczki, na co Elena zamarła w bezruchu.
-Kolejna lekcja zasad kultury?
Spojrzała na mnie żałośnie i odepchnęła moją rękę. Doprowadzała mnie do wściekłości, więc jednym ruchem ręki złamałem jej kark. Wampirzyca bezwładnie upadła z hukiem na chodnik, wznosząc tumany kurzu. Żałowałem jedynie, że za kilka godzin niestety się obudzi.
Podniosłem względnie wyglądające jabłko z jezdni, wyczyściłem je o koszulę i zatopiłem w nim zęby, odchodząc w stronę domu.

Z perspektywy Caroline

Kilka godzin później

Chodziłam nerwowo po pokoju, nie spuszczając wzroku z telefonu. Wędrówkę kończyłam dochodząc do okna, a potem wracałam do miejsca, gdzie zaczęłam.
Nie, to było żałosne.
Zatrzymałam się na środku pokoju.
Dlaczego ja się tym tak przejmuję? Dali mi jasno do zrozumienia, że nic dla nich nie znaczyłam.
Cisnęłam telefon na podłogę i weszłam pod kołdrę. Włączyłam telewizor, skacząc po kanałach. Gdy po raz trzeci sprawdziłam, że rzeczywiście nie ma niczego ciekawego, ze złością wyłączyłam telewizję. Gdy spojrzałam na fotografie przyjaciół, które wisiały przy lustrze, zrozumiałam, że ta kłótnia nie powinna się wydarzyć, a pewne słowa nie powinny nigdy paść. Wiedziałam do kogo mogę pójść. Jedyną taką osobą z moich przyjaciół jest Bonnie.

***

Po 15 minutach stałam obok jej domu, z wyciągniętą pięścią przed siebie, by zapukać w drzwi. Usłyszałam wydobywające się z domu „już idę”. Odetchnęłam z ulgą – pierwszy krok za mną.
Bonnie otworzyła drzwi, a widząc mnie, jej źrenice stały się nienaturalnie duże.
-Caroline? Co Ty tutaj robisz? – zapytała jakby z pretensją.
Nie ukrywała, że nie spodziewała się mnie. Nie chciałam się znów kłócić, więc to zignorowałam.
-Ja… chciałabym pogadać, Bonnie. Daj mi pięć minut, proszę – spojrzałam na nią błagalnie.
Odwzajemniła spojrzenie pełne współczucia, jednak gdy tylko spojrzała za siebie, skąd dobiegł cichy jęk, zaraz pojawił się w nich przeraźliwy lód. Aż odsunęłam się do tyłu, widząc jej wyraz twarzy.
-Chcę, żebyś wiedziała, że nie trzymam z żadną ze stron, ale po tym, co się stało, naprawdę lepiej, żebyś stąd poszła. Zakładam, że mówiłaś Klausowi o tym, co zdarzyło się u Stefana i Damona. Jednak nie spodziewałam się, że posunie się do skrzywdzenia Eleny. A teraz wybacz, ale jestem zajęta – mówiąc to, zamknęła drzwi i przekręciła zamek.
Przez najbliższą minutę patrzyłam tępo w drzwi, a w uszach nadal odbijał mi się dźwięk ich zamykania. Zaczęłam powoli trawić to, co Bonnie mi powiedziała. Co takiego stało się Elenie? I co do cholery miał z tym wspólnego Klaus?

***

Wyjęłam klucze z kieszeni i otworzyłam drzwi do domu. Szybko je zamknęłam i po omacku trafiłam do swojego pokoju. Zapaliłam światło i aż się wzdrygnęłam.
Na moim łóżku siedział Klaus.

-Co ty tu robisz? Jak się dostałeś? I co zrobiłeś Elenie?! – w ułamku sekundy złość jaka we mnie wezbrała spowodowała, że wybuchłam. 

-----------------------------------------------------
troche czasu mnie tu nie było.
niestety nie mam wiele wolnego czasu, więc rozdziały będą pojawiały się co miesiąc.
ledwo zdążyłam napisać ten.
więc przepraszam za wszelkie błędy i niedociągnięcia.
tak, wiem.
ten rozdział jest chyba najsłabszy ze wszystkich. 
mam nadzieję, ze następne wyjdą mi lepiej. :)

sobota, 14 marca 2015

#Rozdział 14

Z perspektywy Caroline

Spojrzałam na nich i przestąpiłam z nogi na nogę. Na każdej twarzy malowała się złość, tylko Damon uśmiechał się głupkowato.
Usiadłam na fotelu, dając znak głową, by zaczęli. Wymienili niepewne spojrzenia – zachowywali się jak dzieci. Wywróciłam oczami i chrząknęłam wyczekująco, gdy się nie odezwali. Stefan przełknął ślinę i z wysiłkiem zaczął:
-Chodzi o…
-Byłaś w łóżku z Pierwotnym? – rzucił Damon, puszczając mi oczko.
-O nim chcieliście gadać? – zapytałam, puszczając mimo uszu jego uwagę.
-Wiesz co o nim sądzimy, Caroline – zaczął znów Stefan – i wiesz, że jest naszym wrogiem. Próbował nas zabić, zabił matkę Twojego chłopaka. Nie zdajesz sobie z tego sprawy?
-Byłego chłopaka – dopowiedziałam, ale nie słuchał. Mówił dalej:
-Wiemy, że ma słabość do Ciebie, ale znudzisz mu się i Cię zostawi albo co gorsza, zabije.
Poczułam, jakby ktoś wbił mi kołek w serce. Spróbowałam opanować napływające łzy do moich oczu.
Jego słowa zabolały mnie jak żadne inne. Czy on naprawdę to powiedział? Czy moi PRZYJACIELE naprawdę tak myśleli?
Wzięłam głęboki wdech.
-Okej, ja wiem, że możecie go nienawidzić, wiem ile zła uczynił, ale czy nie chodzi o to, żeby stać się lepszym? Gdy jest ze mną, staje się zupełnie inny. Już nie jest bezlitosnym mordercą. Damon, jak zmieniasz się pod wpływem Eleny? Stefan, a Ty? Powinieneś to zrozumieć. Byłeś Rozpruwaczem, nieznającym skrupułów Rozpruwaczem – wyrzuciłam, obserwując go.
Na początku jego twarz wyrażała zrozumienie, jednak gdy wymienił spojrzenia z siedzącymi obok, znów ukazała się obojętność i złość.
-To co, przespałaś się z nim? – starszy Salvatore znów się odezwał, wykorzystując chwilę ciszy.
Spiorunowałam go wzrokiem.
-Czyli jednak, no, no, no. Szybko.
Teraz wzrok wszystkich skupił się na mnie. Zaraz się zacznie...
-Przespałaś się z Klausem?! – usłyszałam od Eleny.
-Jak mog... – dołączyła Bonnie.
-I wy przeciwko mnie?! – krzyknęłam, przerywając.
Spojrzały na mnie zdezorientowane. Przypomniałam sobie, co mówiła Elena, gdy powiedziałam jej o pocałunku:
„Jeżeli coś do niego czujesz, powiedz mi to (…) spróbuję to uszanować”
 -Nie spodziewałam się tego po was. Wszyscy macie coś za skórą, ale nigdy wam tego nie wypomniałam. A Ty, Elena… - skrzyżowałam ręce na piersiach – nie masz czegoś do powiedzenia Damonowi? – uśmiechnęłam się ironicznie.
-Caroline! On Cię zahipnotyzował, nie jesteś sobą.
-Nie zahipnotyzował mnie. Po postu dzięki Klausowi zrozumiałam wiele rzeczy. Zwyczajnie się mną bawicie. Caroline to, Caroline tamto. Gdy straciłam Tylera, kto do mnie przyszedł? Gdy Damona ugryzł wilkołak, kto miał zadzwonić do Klausa i przekonać go, aby przyjechał? Ja też mam do cholery uczucia! – wykrzyczałam.
„Tylko nie płacz, nie” pomyślałam, czując słony płyn napływający do oczu. Zamilkli, nie wiedząc co powiedzieć. No tak, prawidłowa postawa.
-Co Elena powinna mi powiedzieć? – zapytał Damon, podchodząc do mnie.
-Spytaj się jej – odburknęłam.
Przeniósł swój wzrok na Gilbert. Spłynęła jej łza. Nie mając ochoty dalej ciągnąć tej szopki, rzuciłam:
-Elena pocałowała Stefana!
Zapadła krępująca cisza. Wszystkie oczy spoczęły na mnie, a potem raz na Elenie, a raz na Stefanie. Starszy Salvatore podszedł do Eleny i kucnął obok niej.
-To był tylko jednorazowy pocałunek, tak? I nic do niego nie czujesz, prawda? – spojrzał w jej zapłakane oczy.
Gilbertówna zaczęła jeszcze bardziej płakać.
-Ja… ja nie wiem, Damon– wydukała.
Wampir nie patrząc na Elenę, wyszedł trzaskając drzwiami.
Elena starała się utrzymać nerwy na wodzy, ale nie wychodziło jej to najlepiej. Stefan stał w kącie niewzruszony, jednak wiem, że w głębi niego kłębiło się wiele negatywnych emocji. Bonnie nerwowo pocierała kostki palców.
Potem wszystko stało się bardzo szybko. Sobowtór zjawił się naprzeciwko mnie ze szklanką w ręku, rozbijając ją o moją głowę i przyciskając do ściany. Odłamki szkła boleśnie wbiły się w twarz, lecz adrenalina zamortyzowała uderzenie. Elena przez cały czas, kiedy się z nią szarpałam, poświęciła na wyzywanie mnie. Szybkim ruchem złapałam ją za gardło i przycisnęłam do podłogi, uniemożliwiając jakikolwiek ruch.
-Uspokój się! – krzyknęłam – Teraz wiesz, co ja czuję. Jakby ktoś dał mi w twarz.
Puściłam ją, pożegnałam wszystkich nienawistnym spojrzeniem i zniknęłam. Do mojej świadomości zaczęły napływać najboleśniejsze słowa, które wyrzuciła z siebie Elena:
„Pierdol się”
„Umiesz wszystko zepsuć”
„Już dla mnie nie istniejesz”
Ruszyłam biegiem przed siebie, chcąc jak najszybciej znaleźć się w domu. SAMA. Zapomnieć o wszystkich przykrościach, o całym bólu i cierpieniu…
Wpadłam na kogoś, czując ucisk w klatce piersiowej. Podniosłam głowę, odgarniając włosy z twarzy. Dopiero po kilku sekundach moje oczy przyzwyczaiły się do ciemności i poznałam osobę, z którą się zderzyłam.
Klaus. 
Spojrzał na w mnie w ten swój przenikliwy sposób, jakby rozumiał, co się stało; kto mnie skrzywdził. Na jego twarzy malował się ból, zatroskanie, chęć pomocy (tak, dobrze widzisz, Klaus chciał komuś pomóc). Wyczytał z mojego wyrazu twarzy, że nie miałam ochoty o tym teraz mówić. Nie zastanawiając się długo, objęłam go. Potrzebowałam tego.
Chwilę później Pierwotny podniósł mnie, wziął na ręce i ruszył do mojego domu. Przy mojej pomocy otworzył drzwi i skierował się do mojego pokoju. Delikatnie ułożył mnie na łóżku, odgarniając mi włosy z twarzy. Przykrył mnie kocem i usiadł obok.
-A teraz mów co Ci się stało – rzucił, jak dla mnie trochę zbyt szorstko i wskazał na zakrzepłą krew.
Automatycznie dotknęłam pokaleczonych miejsc. Skrzywiłam się z bólu, wyjmując odłamek szkła. Klaus szybko poszedł po apteczkę. Złapał mnie za głowę i zaczął wyjmować z niej pozostałości po szklance. Fragmenty szkła były tak mocno wbite w skórę, że musiałam wbijać paznokcie w plecy Pierwotnego, by zneutralizować ból. Klausa najwidoczniej to nie wzruszało, bo nawet nie drgnął.
Gdy skończył, rany samoistnie się zagoiły. Uśmiechnęłam się w podziękowaniu.
Opowiedziałam mu wszystko, od początku do końca. Jak się zachowywali, co mówili. Zakrztusił się spożywaną krwią, gdy usłyszał co mówiła o mnie Elena.
-Ona to powiedziała?
Spiorunowałam go wzrokiem. Rzucił mi przepraszające spojrzenie i dał znak głową, bym kontynuowała.
Z każdym nowym zdaniem w Klasie wezbrała złość. Wbijał sobie paznokcie w skórę, by nie okazywać złości. Gdy skończyłam, chciał wstać. Zatrzymałam go natychmiast.
-Klaus, nie.
-Caroline, nie zostawię tak tego – odparł spokojnie.
-Proszę, nie. Zostań ze mną… - wyszeptałam, ale nie był tym przekonany – Zostań.
Wrócił niechętnie na swoje wcześniejsze miejsce i pocałował mnie w ucho. Nic nie mówiąc, złapał mnie za kostki u nóg i przyciągnął do siebie. Automatycznie oplotłam nogami jego talię. Przylgnęłam do niego bardziej, wtulając twarz w zagłębienie jego szyi. Poczułam jak wodzi dłońmi po moich plecach, a ja skupiłam się na napawaniu zapachem Klausa. Było mi tak przyjemnie, że nawet nie zauważyłam, kiedy usnęłam w jego ramionach.

Z perspektywy Klausa

Otworzyłem oczy i zamrugałem kilkakrotnie, przyzwyczajając się do dziennego światła. Delikatnie zdjąłem ręce Caroline z mojej szyi i ułożyłem ją na łóżku. Jej twarz była blada, włosy bezwładnie opadały na poduszkę, wargi były rozchylone, a nozdrza delikatnie pulsowały. Narzuciłem koc na jej delikatne ciało i wyszedłem frontowymi drzwiami, idąc przed siebie.
Zaskoczony spojrzałem na turlające się jabłko w moją stronę. Zatrzymałem je butem i podniosłem, oglądając. Nie miało licznych otarć prócz zdartej skórki w kilku miejscach, więc osoba, która je zgubiła, nie była daleko.
Zmieniłem kierunek i poszedłem za śladem soku, które zostawiło jabłko.
Chwilę później zauważyłem sylwetkę dziewczyny. Rozpoznałem Elenę. Cmoknąłem z zadowoleniem, że przydarzyła mi się taka okazja. Podniosłem z ziemi kolejne jabłko, którego jeszcze nie zdążyła zebrać i podszedłem do niej bezszelestnie.
-Zgubiłaś coś? – zagadnąłem, uśmiechając się cynicznie.
Gdy zaskoczona podniosła głowę, dostrzegłem w jej oczach strach. Zabrała szybkim ruchem owoc z mojej ręki.
-Czego chcesz? – zapytała, podnosząc się wraz z zebranymi zakupami.
-Och, tylko pogadać – zapewniłem, nie przestając się uśmiechać.

-----------------------------------------------------
dziękuję za tyle komentarzy pod poprzednim postem <3
nie ma to jak edytować jeszcze rozdział,
bo "o kurde, jeszcze to bym zmieniła".
zapraszam na kolejny rozdział
i proszę o jeszcze więcej komentarzy :)

wtorek, 17 lutego 2015

#Rozdział 13

UWAGA – MOŻE ZAWIERAĆ TREŚCI EROTYCZNE

Z perspektywy Caroline

Całowaliśmy się bez opamiętania. Hybryda przyparł mnie do ściany, badając każdy milimetr mojej twarzy swoimi ustami. Zachichotałam cicho, nie pozostając mu dłużna. Podniósł mnie i położył delikatnie na łóżko, nie odrywając swoich ust od moich.
Ciepło rozlało się po moim ciele, chcąc więcej. Przywarł idealne swoim ciałem do mojego i zszedł z pocałunkami niżej, na szyję. Poddałam się temu. Pozwolił sobie zdjąć moją, a raczej jego czarną koszulkę. Na długo mi się nie przydała.
Usiadłam okrakiem na jego kolanach i oplotłam ramionami jego szyję, tym samym przyciągając go do mnie jeszcze bliżej. Zjechał ustami do moich piersi, uwalniając je ze stanika. Przygryzłam delikatnie wargę chcąc, by ta chwila trwała wiecznie. Nie wiedziałam czy robię dobrze, pozwalając mu na to, ale pożądałam go. Byłam tego pewna. Poczułam pełne i gorące pocałunki Pierwotnego na moich wargach. Czułam jak pragnie mnie. Rozpięłam jednym ruchem jego spodnie i pozbyłam się ich jak najszybciej.
Zaczęłam błądzić dłońmi po jego nagim torsie, gdy powrócił do całowania mojego dekoltu. Przymknęłam powieki i podparłam się na łokciach, zagryzając wargi. Oplotłam dłońmi jego kark, gdy zjeżdżał z pocałunkami w dół i w górę. Jęknęłam cicho. Byłam zaskoczona, że ktoś tak gwałtowny i porywczy jak Klaus, może być tak delikatny w tych sprawach.
Zmieniłam się z nim miejscami – teraz to on leżał pode mną. Przejechałam zimnymi palcami po jego klatce piersiowej czując, jak przez ciało Pierwotnego przechodzi dreszcz. Zaczęłam go całować z namiętną czułością. Przygryzłam jego płatek ucha, mrucząc. Podobało mu się to.

Z perspektywy Klausa

Caroline była niesamowita. Jej dotyk był dla mnie ukojeniem, jak i uczuciem podniecenia, które wchłaniało moje ciało.
Postanowiliśmy w końcu oswobodzić się z reszty bielizny. Powróciliśmy do początkowej pozycji. Spojrzałem jej w oczy, próbując dostrzec w nich zgodę. Pokiwała głową, uśmiechając się. Po chwili tworzyliśmy już jedność.
Moje usta ciągle błądziły po jej ciele bez opamiętania. Oddech wampirzycy przyspieszył i przeobraził się w ciche jęki. Sprawiałem jej przyjemność. Doprowadzaliśmy się do obłędu. Caroline wygięła się w łuk i wbiła mi palce w ramiona. Po chwili wstrząsnął nami dreszcz rozkoszy. Opadliśmy obok siebie, a Caroline się we mnie wtuliła.
-Kocham Cię - wyszeptała.
Spojrzałem na nią, wtuloną w moją klatkę piersiową. Czekała na moją odpowiedź. Musiałem zmierzyć się z rzeczywistością. W końcu byłem przez kogoś kochany. Ja też kogoś pokochałem. Nie mogłem temu więcej zaprzeczać. Uniosłem jej podbródek, patrząc w oczy. Zauważyłem w nich niepokój.
-Ja Ciebie również, Caroline.
Gdy to powiedziałem, wątpliwości zniknęły. Wpiła się w moje usta.

***

Gdy tylko wstaliśmy, Caroline oblała się rumieńcem.
-Dzień dobry. Jak minęła noc? – szepnąłem.
-Całkiem, całkiem, a Tobie? – zaśmiała się.
-Nie narzekam  - odwzajemniłem śmiech.
Walnęła mnie po przyjacielsku w pierś, a ja pocałowałem ją w nosek. „Wiesz, że było niesamowicie” wyszeptałem jej do ucha, a ta zawstydzona schowała twarz w poduszkę. Zaśmiałem się, przez co oberwałem w nogę.
Wzięliśmy prysznic i zeszliśmy na dół. Wścibskie rodzeństwo przywitało nas z małym grymasem na twarzy. Rebekah użyczyła Caroline swoich ubrań, ale wolałem ją w mojej koszuli, a najbardziej bez niczego… Uśmiechnąłem się na tę myśl, ale po chwili spoważniałem. Zauważyłem, że rodzeństwo dziwnie się zachowuje, a Caroline czuje się nieswojo. Aby nie wstydziła się, zabrałem ją na wycieczkę.
Przez cały czas wysłuchiwałem błagalnych pytań typu:
„Klaus, proooszę, powiedz mi gdzie jedziemy?”,
„Klaus, nie bądź taki”,
„Powiedz, gdzie jedziemy albo coś Ci zrobię”.
Reagowałem na to śmiechem. Jej nosek delikatnie się zadzierał, gdy się złościła. Była słodka. W końcu zrozumiała, że nic jej nie powiem i dała za wygraną. To miała być niespodzianka.
 Po niecałych 2 godz. jazdy dotarliśmy do celu. Gdy Caroline przeczytała wielki nagłówek z napisem „Witamy w Richmond”, w jej oczach zaświeciły się iskierki. Rzuciła mi się na szyję, całując w policzek. Uśmiechnąłem się pogodnie.
Przez następne godziny bawiliśmy się świetnie. Uśmiech nie schodził nam z twarzy, a zmęczenie nie dawało się we znaki. Słońce przyjemnie szczypało nas swymi promieniami w skórę. Odwiedziliśmy przepiękne ogrody, muzea, galerie, wiele czasu spędziliśmy na rynku, a na koniec zostawiliśmy największy park w mieście. Będąc w ostatnim miejscu, obeszliśmy je dwa razy. Gdy przechodziliśmy obok jeziorka, wampirzyca spostrzegła mało zauważalną ścieżkę prowadzącą w dół 500m do dużego głazu. Zeszliśmy nią powoli, siadając na kamieniu. Teraz miałem okazję przyjrzeć się jej uważniej. Biło od niej mnóstwo pozytywnych emocji, co tak rzadko miałem okazję widywać. Jej piękne niebieskie oczy znów iskrzyły, blond loki spoczywały niespokojnie na plecach, a jasna cera się rozświetliła. Zauważyła, że patrzę na nią dłuższy czas, więc uniosła jedną brew do góry w zapytaniu. Uśmiechnąłem się w odpowiedzi. Powoli ująłem jej twarz w dłonie i pochyliłem się, spoglądając jej w oczy. Przejechałem kciukiem po jej wargach. Zaśmiałem się, gdy próbowała złapać palec zębami. Rozchyliła usta, przybliżając je do moich warg. Nabrałem powietrza. Nasze usta dzieliły już milimetry. Czułem jej oddech na mojej twarzy, który powodował dreszcze. Z całych sił próbowałem powstrzymać się przed całowaniem jej ust. Gdy jej dłoń powędrowała na mój kark, wymiękłem. Zatopiłem się w jej wargach.
-Przegrałeś – zaśmiała się melodyjnie.
Pokręciłem ze śmiechem głową, wracając do całowania. Nasze oddechy przyspieszyły, a serca zaczęły bić szybciej.  Wplotła dłonie w moje włosy, a ja zacząłem jeździć opuszkami palców po jej rękach, a potem udach. Czułem, jak przez ciało ukochanej przechodzi dreszcz. W pewnym momencie zsunęliśmy się z głazu, turlając się w runie leśnym aż po jedno z wysokich drzew. Otaczały nas wszędzie liście, nie wspominając, że do naszych ubrań też się przyczepiły. Zaśmialiśmy się, kończąc na czułym pocałunku. Pomogłem Caroline wstać i się otrzepać, po czym wróciliśmy do samochodu. Osiągnąłem to, co chciałem – aby poczuła się przy mnie jak człowiek, z dala od wampirzych problemów.

 Z perspektywy Caroline

***

Ok. 22 byłam już pod swoim domem.
Namiętnym pocałunkiem pożegnałam się z Pierwotnym i weszłam do swojej skromnej posiadłości. Poprawiłam włosy w lustrze i po raz pierwszy dzisiaj wyjęłam swoją komórkę. Nieodebrane połączenia od Eleny, Stefana, Bonnie, a nawet Damona? Pospiesznie wyszłam z domu, kierując się do nich.
Bez pukania weszłam, przykuwając uwagę wszystkich domowników.
-Caroline, gdzie się podziewałaś?! Tyle razy dzwoniliśmy! I… co Ty masz na głowie? – usłyszałam od wszystkich.
Spojrzałam na nich zdziwiona, zdejmując ową rzecz z głowy. Dwa uschnięte liście. Zaśmiałam się cicho, by za chwilę przybrać poważną minę.
-Przepraszam, nie było mnie cały dzień w domu.
-To już wiemy – odparła wściekle Elena.
-Caroline, musimy poważnie porozmawiać – rzucił oschle Stefan. 

-----------------------------------------------------
mam nadzieję, że nie zmienicie o mnie zdania 
że to naprawdę nie stało się zbyt szybko. 
przeczytałaś/łeś?
to zostaw komentaaaaaaaaaaaaaaaarz
błagam 
zróbcie mi niespodziankę w urodziny <3

wtorek, 3 lutego 2015

#Rozdział 12

Z perspektywy Caroline

Zrozumiałam, że teraz ja muszę powalczyć o Klausa, tak samo jak on walczył o mnie. Nie zawsze w przyzwoity i dobry sposób, ale jednak. Zbyt długo zwlekałam z odwiedzeniem go i gdy tylko podchodziłam do drzwi, jakaś niewidzialna siła ciągnęła mnie z powrotem na kanapę. W końcu zebrałam się w sobie i z ciężkim sercem ruszyłam w stronę domu Klausa, powtarzając bym tym razem nie stchórzyła.

***

Weszłam na schody prowadzące do domu Pierwotnych. Stałam tam dłuższy czas, bojąc się zapukać. Gdy miałam to zrobić, drzwi otworzyły się. Wyjrzał Elijah.
-Witaj – posłał mi delikatny uśmiech.
-Hej Elijah. Jest Klaus? – odwzajemniłam uśmiech.
-Jest, niestety nie w najlepszym humorze. Nie wiem co się z nim dzieje, ale zachowuje się tak już od jakiegoś tygodnia. Pracuje w ogrodzie. Mam nadzieję, że go uspokoisz.
Zeszłam ze schodów. Brat Klausa wskazał mi ręką kierunek do ogrodu. Wiedziałam doskonale, jak tam dojść, jednak w podziękowaniu uśmiechnęłam się, kiwając głową. Chyba jednak dobrze, że rodzeństwo hybrydy nie wiedziało o wszystkich moich wizytach tutaj…
Przeszłam obok klombu kwiatów i różnorakich drzew, aż znalazłam się w ogrodzie. Szatyn ciągle coś pomrukiwał. Nastąpiłam delikatnie na gałąź, która niesłychanie głośno dała o mnie znać.
-Powiedziałem „nie przeszkadzać”! – krzyknął, nie odwracając się.
Wokół nóg Klausa leżało mnóstwo pomiętych kartek w postaci kulek. Próbował malować, ale mu to nie wychodziło. W drugiej ręce trzymał komórkę i dzwonił do kogoś. Słyszałam, jak przeklina, jak zbiera się w nim agresja. W końcu rozłączył się, rzucając telefonem o drzewo, który przeobraził się w malutkie, plastikowe kawałeczki. Wzdrygnęłam się na ten widok.
Wzięłam głęboki oddech i zapytałam niepewnie:
-Mogę?
Zauważył mnie dopiero teraz. Spojrzał zaskoczony, a pędzel w jego dłoni mało mu nie wypadł na mój widok.
-Caroline - szepnął – Długo tu stoisz? – jego oczy zawsze przyciągały mnie do niego, budziły nieznane emocje. Teraz wydawały się puste, bez jakiegokolwiek blasku.
Spojrzałam na Mikaelsona jeszcze raz. Nie miał na sobie koszulki, tylko długie jeansy i czarne skarpetki. Jego klatka piersiowa była bardzo umięśniona, co spowodowało, że zapatrzyłam się trochę dłużej niż powinnam i poczułam, że się czerwienię. Podeszłam bliżej. Chciałam się w niego wtulić, ale nie mogłam. Nie teraz.
-Nie, chwilę.
Zmarszczył brwi.
-Po co do mnie przyszłaś, Caroline?
Zbyt szybko zadał to pytanie. Cholera, i co ja mam mu teraz odpowiedzieć? Wiem co zrobiłam źle, co było błędem, ale czasu nie cofnę. Teraz przyszedł czas, żebym go przeprosiła. -No bo wiesz… Ostatnio tak doszłam do wniosku, że tak trochę Cię wykorzystywałam. A moi przyjaciele mną dyrygowali i nastawiali przeciwko Tobie, a ja - Podszedł do mnie, przerywając mój wywód. W głębi duszy mu za to dziękowałam. Myślałam, że większej idiotki z siebie już zrobić nie mogę. A jednak!
-Do czego zmierzasz?

Otwarłam usta, żeby coś powiedzieć, ale zaraz szybko je zamknęłam Spojrzał na mnie w ten dziwny, przenikliwy sposób i założył mi kosmyk włosów za ucho. Pokiwał głową na znak, żebym odważyła się mówić.
Wzięłam kolejny głęboki oddech.
-B-bo…
-Zawsze miałaś mnóstwo do powiedzenia – zauważył, cicho się śmiejąc.
Pokręciłam głową z dezaprobatą, ale po chwili i na moją twarz wkradł się uśmiech. To Klaus był zawsze lepszym rozmówcą w sprawach damsko-męskich niż ja. Umiał dobrze dobierać słowa, tak by osoba płci przeciwnej poczuła się ważna. Ja zaś umiałam tylko krzyczeć i wytykać mu błędy.
-Po prostu przy Tobie moje serce… wariuje. Od dwóch tygodni nie wiem co się ze mną dzieje. Gdy Cię całowałam, czułam się niewłaściwie, ale i… bezpiecznie – przyznałam, omijając jego spojrzenie.
Niespodziewanie Klaus splótł nasze dłonie i pocałował kostki moich palców. Zdecydowałam się spojrzeć mu w oczy.
-W końcu to przyznałaś – zaśmiał się.
-Co przyznałam? – zapytałam, zbita z tropu.
-Że coś do mnie czujesz. Że reagujesz na mnie inaczej niż na wszystkich facetów. Że Cię fizycznie pociągam – nie przestawał się uśmiechać.
Oberwał ode mnie w ramię, co jeszcze bardziej go rozśmieszyło.
-To nie jest śmieszne – mruknęłam, robiąc obrażoną minę.
Pokręcił z rozbawieniem głową. Zbliżył się do mnie, pozostawiając między nami kilka cm odległości. Poczułam chłodną dłoń Klausa, która pociągnęła mnie tak, że wpadłam w jego ramiona. Położył jedną rękę na mojej talii, a drugą ujął moją dłoń. Wolnym krokiem zaczął prowadzić w tańcu. Posłałam mu uśmiech. Nieśmiało położyłam głowę na jego ramieniu, rozkoszując się tą chwilą. Nigdy nie myślałam, że z Pierwotnym można się tak dobrze bawić. Nigdy się ze mną tak nie droczył, nasze rozmowy przeważnie kończyły się kłótnią. A teraz? Tańczymy w jego ogrodzie, gdzie niepotrzebna jest nam nawet muzyka. Gdyby ktoś powiedział mi miesiąc temu, że z Klausem można się dobrze bawić, zapewne bym go wyśmiała.
Nie mogłam się na niczym innym skupić, niż na bijącej bliskości od szatyna. Poczułam, jak gładzi moje plecy, co doprowadziło mnie do jeszcze większego szaleństwa. Mało co nie pisnęłam, gdy z nieba zaczął kropić deszcz. Z początku padała mała mżawka, przez co cieszyłam się tym z Klausem. Jednak deszcz wzmógł na sile i zaczął moczyć nasze ubrania. Hybryda złapał mnie za rękę i w wampirzym tempie pobiegliśmy do domu. Niestety, nasze ubrania były całe przemoczone. Westchnęłam, wyglądając przez okno. Deszcz nieubłaganie padał, a ja nie miałam żadnych ciuchów na zmianę.
-Łap – usłyszałam i w ostatniej chwili złapałam czarną koszulkę Klausa. Jakby czytał mi w myślach.
Obejrzałam ją ze wszystkich stron, przykładając do ciała. Sięgała mi do połowy ud.
-Nie mam niczego innego – rzucił przepraszająco, choć w jego oczach nie zauważyłam żadnej skruchy.
-Mógłbyś się odwrócić? – zapytałam.
-Chyba się mnie nie wstydzisz – zaśmiał się. Zgromiłam go wzrokiem – Dobra, dobra – odwrócił się powoli.
Zrzuciłam z siebie aksamitną bluzkę i dżinsowe spodenki, po czym jednym ruchem naciągnęłam na siebie koszulkę Klausa. Zlustrował mnie spojrzeniem i uśmiechnął szelmowsko, gdy pozwoliłam mu się odwrócić.
-Lepiej Ty też się przebierz – poleciłam mu.
Pokiwał głową i wyjął z szafy dżinsową koszulę oraz czarne spodnie. Miałam się odwrócić, gdy zaczął rozpinać spodnie, ale jakaś niewidzialna siła unieruchomiła moje ciało.
Podziwiałam jego umięśnione ciało, gdy zmieniał rzeczy. Musiałam się powstrzymać, żeby się na niego nie rzucić.
Jego mruknięcie przywróciło mnie do pionu.
-Tak? – zapytałam.
Zaśmiał się w odpowiedzi.
-Pytałem się, czy chcesz ręcznik, ale chyba jesteś zbyt oszołomiona.
Wyjął jeden ręcznik z komody i podszedł do mnie, zaczynając wycierać moje włosy. Powinnam jakoś zaprzeczyć, ale przed oczami nadal miałam jego półnagie ciało.
Cholera, Caroline. Ocknij się.
-Dzięki – rzuciłam, gdy skończył.
Obdarował mnie uśmiechem, po czym sam zaczął wycierać swoje włosy.
Usłyszałam ciche warczenie silnika samochodowego, który odjechał z piskiem opon spod domu Pierwotnych. Klaus wyjrzał przez okno.
-Wychodzi na to, że zostaliśmy sami.
Kierowana nagłymi emocjami, podeszłam do szatyna i odgarnęłam mu włosy z czoła. Przejechałam po jego idealnej twarzy, zatrzymując się na ustach. Klaus wstrzymał oddech, czekając na moje dalsze kroki. Spojrzałam mu w oczy i bez żadnych wątpliwości złączyłam nasze usta w pocałunku. 


-----------------------------------------------------
nowy rozdział! 
mam nadzieję, że się nie zawiedliście. 
pomysł zaczerpnięty z jednej książki, przepraszam ;(
ale mimo wszystko proszę o komentarz, proooooosze ;)
+ zostawcie mi linki do waszych blogów, mam ferie, więc będę miała czas na poczytanie opowiadań ;3