poniedziałek, 15 grudnia 2014

#Rozdział 9

Z perspektywy Klausa

Spacerowałem po lesie, wsłuchując się w dźwięki przyrody: śpiewania ptaków, szumienia strumienia, rechotania żab. Przystanąłem, gdy zauważyłem nadchodzącego turystę. Miał na sobie mały podróżny plecak, w jednej ręce trzymał wodę, a w drugiej próbował złapać zasięg w komórce.
-Tu nie ma zasięgu – uśmiechnąłem się przyjaźnie, wyłaniając zza drzewa.
Poruszony turysta odwzajemnił nieśmiało gest.
-Wie pan, jak wyjść z tego lasu? Zgubiłem się – przyznał.
-Oczywiście, proszę iść prosto, a za 500m skręcić w prawo. Wyłoni się dróżka, która zaprowadzi Cię do jezdni.
-Dziękuję panu bardzo – powiedział i ruszył przed siebie.
Dałem mu minutę, by odszedł i krzyknąłem:
-Tylko uważaj na grasujące tu zwierzęta!
-Jakie zwierzęta?! – wrzasnął przestraszony.
„Czas na zabawę” pomyślałem, rzucając się na turystę. Zatopiłem zęby w jego tętnicy. Zbawienny płyn zalał moje gardło. Westchnąłem z ulgą, gdy poczułem napływające strugi krwi. Chwilę później bezwładne ciało mężczyzny leżało na ziemi. Starłem krew z warg, wracając do domu.
Przed domem stał Elijah, jak zwykle w czarnym garniturze i białej koszuli. Jego twarz wyrażała spokój, jednak kryło się w niej jeszcze coś innego.
-Co jest, bracie? – zawołałem.
-Była tu Caroline – odparł spokojnie.
Spojrzałem na niego wyczekująco, ale nic więcej nie powiedział.
-Coś się stało? Dawno tu była?
Brat spojrzał na zegarek na ręce.
-Około 20 minut temu. Chciała porozmawiać. Powiedziałem, żeby poczekała, ale jak widać znudziło jej się. I przyniosła to.
Rzucił w moją stronę kurtkę, którą jej wczoraj podarowałem. Złapałem ją z gracją i przewiesiłem przez ramię.
-Dzięki, bracie – podszedłem do niego, kładąc mu dłoń na ramieniu, po czym go minąłem i wszedłem do domu.
Wbiegłem po schodach do swojego pokoju i wybrałem numer do Caroline.
-Halo? – rozległ się głos w słuchawce.
-Witaj Caroline – odparłem.
-Hej. Dostałeś kurtkę?
-Tak, przed chwilą – odpowiedziałem, nalewając do szklanki ulubiony trunek.  Pociągnąłem spory łyk alkoholu.
-Przepraszam, że Ci jej… - zaczęła, lecz jej przerwałem:
-Przyszłaś do mnie, ponieważ chciałaś oddać mi kurtkę?
-Tak właściwie to nie… - wymamrotała.
Poczekałem na dalszy ciąg wypowiedzi.
-Chciałam pogadać – zakomunikowała niepewnie.
Uśmiechnąłem się, odsłaniając przy tym zęby.
-Dziś wieczorem? Przyjadę po Ciebie.
-Ale…
-Żadnego „ale”. Chcę Ci coś pokazać – powiedziałem, tym samym kończąc rozmowę.

***

Punktualnie o godzinie 20 podjechałem pod dom Caroline. Wysiadłem z samochodu i szybko znalazłem się na schodach. Zadzwoniłem do drzwi i poprawiłem czarną koszulę, którą połączyłem z czarnymi spodniami i butami, czyli tak jak lubię. Chwilę później drzwi wejściowe otworzyła anielica. Miała na sobie granatową sukienkę, zwieńczoną na górze koronką i czarne buty na koturnie.
-ślicznie wyglądasz, Caroline – szepnąłem.
Otworzyła usta, by coś powiedzieć (zapewne, abym przestał tak mówić), ale szybko je zamknęła i podziękowała uśmiechem.
-Jedziemy? – zapytałem, z trudem odrywając wzrok od dziewczyny i kierując go na samochód.
-Mogę wiedzieć gdzie?
Zaśmiałem się, kręcąc głową. Potrzasnęła głową z rozżaleniem.
-Yhy. Czyli niespodzianka. Tylko jak to bę –
-Chodź, spodoba Ci się – przerwałem jej i pociągnąłem w stronę samochodu. Zaczęła się opierać - Wiesz, że jeśli nie pójdziesz po dobroci, będę zmuszony wziąć Cię siłą – dodałem, przybierając poważny wyraz twarzy.
Westchnęła i przystanęła na moje warunki, idąc grzecznie. Wsiadłem do samochodu, ówcześnie otwierając drzwi i pozwalając zająć Caroline pierwszej miejsce.
Po raz kolejny łapałem wampirzycę na tym, jak mi się przyglądała, ale nie próbowałem jej tego wypomnieć. Podobało mi się to.
Po kilku minutach byliśmy na miejscu. W wampirzym tempie wysiadłem i otworzyłem jej drzwi. Wysiadła i spojrzała na mnie wyczekująco.
-Zamknij oczy – poleciłem.
-Co? – zapytała wyraźnie zaskoczona.
-Proszę, zamknij oczy – powtórzyłem – i podaj mi rękę – dodałem, wyciągając dłoń w jej kierunku.
 Jej oczy mówiły „Czy to naprawdę konieczne?”, jednak w końcu ujęła moją rękę i zamknęła oczy.
Poprowadziłem ją wąską ścieżką, prowadzącą w dół i uważałem, by się nie potknęła. Na szczęście nawet nie próbowała podglądać.
-Możesz otworzyć oczy.
Zrobiła to, co powiedziałem i zaniemówiła. Znajdowaliśmy się na niewielkiej polanie, otulonej tuzinem drzew. Na ziemi leżały trzy ciemnozielone koce, a obok koszyk z workami krwi (w razie potrzeby). Naprzeciwko nas stał wielki teleskop. Jedynym oświetleniem była pełnia.
-Klaus… – szepnęła.
-Dzisiaj przeleci kometa Południowej Delty Akwarydy. Lubię oglądać spadające komety. A dziś chciałem podzielić się tym z Tobą.
Wydobyła z siebie ciche „och”, nie wiedząc co powiedzieć. Usiadłem na kocu i dałem jej znak głową, by do mnie dołączyła, tym samym wyprowadzając ją z zakłopotania. Usiadła obok mnie chętnie, spoglądając na gwiazdy.
Podczas spadania komety, Caroline obserwowała ją przez teleskop. Poprosiła, bym dołączył.
-Stąd dobrze widać – uśmiechnąłem się.
Westchnęła, odsuwając się od teleskopu i podążając w moją stronę. Usiadła obok i niepewnie oparła głowę na moim ramieniu. Siedzieliśmy tak w milczeniu, obserwując jak kometa chyli się ku końcowi.
-Dziękuję – szepnęła, przerywając ciszę.
-Za co? – zapytałem zaskoczony.
-Za wieczór. Już dawno się tak dobrze nie bawiłam – wyznała.
Przejechałem palcem po jej gładkim ramieniu. Odetchnęła głęboko, a spragnionymi ustami wpiła się w moje wargi, pozwalając cieszyć się tym doznaniem. Po chwili przerodziło się to w namiętne pocałunki. Skupiłem się na pragnieniu jej. Nagle spojrzała na mnie, oparła swoje dłonie o moją klatkę piersiową i mnie odsunęła.
-Nie mogę – wyszeptała, nie patrząc na mnie.
-Czemu tłumisz w sobie uczucia do mnie? – zapytałem.
-Niczego nie tłumię – westchnęła – Widocznie nic do Ciebie nie czuję – odetchnęła ciężko.
Przysunąłem się bliżej, szepcząc jej do ucha: „Czyżby?”. Moja dłoń zsunęła się z jej ramienia i pognała na jej brzuch, a potem uda. Serce Forbes zaczęło bić szybciej, ale nadal pozostawała przy swoim. Wstałem z koca widząc, że to na nic.
-Cholera, Klaus – sapnęła, ciągnąc mnie za rękę.
Przyciągnęła mnie do siebie za szlufki dżinsów. Położyła swoje delikatne rączki na moim karku. Musnęła niepewnie moje wargi, po czym wpiła się namiętnie. Posłałem jej szelmowski uśmiech. Wczepiłem się w jej wargi. Bawiła się moimi włosami, mierzwiąc je na wszystkie strony. Zbliżyła się do mnie tak, że czułem jej ciało na moim torsie. Zjechałem z pocałunkami niżej. Muskałem jej szyję, czując jak krew w żyłach wampirzycy pulsuje. Jej usta były delikatne i miękkie, a ja nie mogłem zrozumieć, jak tak długo udało mi się czekać na ten pocałunek. 
Oderwała się ode mnie po dłuższym czasie. Położyłem się obok niej. Pocałowałem ją w czoło i objąłem rozpalonym ramieniem. Do moich nozdrzy dostał się zapach perfum anielicy – pachniała obłędnie. Widząc, że oczy Caroline się przymykają, pozwoliłem, by odpłynęła w niebyt. 


-----------------------------------------------------
heej! :)
poczytałam wasze komentarze, a tam... 
"pewnie Caroline go odwiedzi i odda mu kurtkę", 
"może się pocałują?" 
buuum!
zmieniłam trochę wasze plany, jednak w końcu
taaaaaaaaaaaak
w końcu
doszło do ich pocałunku :)
tylko co na to Caroline, gdy ochłonie i nie będzie pod wpływem emocji? 
tego dowiecie się w następnym rozdziale ;>

poniedziałek, 1 grudnia 2014

#Rozdział 8

Z perspektywy Caroline

Nieprzyjemna, mokra kropla deszczu wylądowała na moim nosie. Westchnęłam i podkuliłam nogi na ławce. Po dziesięciu minutach park opustoszał. Zostało tylko kilka osób. Mężczyzna biegał, dziecko skakało w powstałej już kałuży, a kilka ławek dalej jakaś para się całowała. Kilka osób znalazło schronienie pod drzewem. Wyglądali tak, jakby bali się deszczu, a deszcz nie powinien być ich zagrożeniem. To przed nami – nadludzkimi istotami – powinni uciekać.
Schyliłam głowę w dół. Skupiłam się na swoim miarowym oddechu i odbijających się o ławki kroplach deszczu. Nawet nie usłyszałam, jak ktoś dosiadł się do mnie.
-Caroline – usłyszałam znajomy głos i natychmiast uniosłam głowę.
Obok mnie siedział Klaus.  Przez chwilę zapatrzyłam się na jego kręcone włosy koloru brudnego blondu i błękitne oczy pasujące do granatowej koszulki, czarnych spodni i kurtki w tym samym kolorze.
-Co tutaj robisz? – zapytałam.
Czyżby mnie śledził?
-Przechodziłem i Cię zauważyłem – odpowiedział miękko.
Nie do końca mu wierzyłam.
-Cała zmokłaś – czyżbym dosłyszała w jego głosie troskę?
Natychmiast zdjął kurtkę, która jeszcze nie zdążyła nasiąknąć deszczem i nakrył nią moje ramiona. Jego oczy mówiły, żebym nawet nie próbowała jej zdejmować.
-Dzięę-kuję-ę  – wydukałam.
Uśmiechnął się, ukazując rząd śnieżnobiałych zębów. Ciężko było mi to przyznać, ale uwielbiałam, jak się tak uśmiechał. Najgorsze było w tym wszystkim to, że nie wiedziałam dlaczego. Co takiego się stało, że zaczęłam zauważać, jaki jest przystojny, co mnie w nim pociąga? A jego najstraszniejsze wybryki poszły w niepamięć?
-Powinnaś być już w domu.
Spojrzałam na zegarek. O cholera. Przyszłam tu pieszo, a nawet z wampirzą szybkością najwcześniej będę w domu na 24.
-Straciłam poczucie czasu – przyznałam.
Wstał z ławki i spojrzał na mnie wymownie.
-Chodź ze mną.
-Gdzie? – zmarszczyłam brwi.
-Do samochodu. Podwiozę Cię do domu.
-Poradzę sobie – rzuciłam, nie ruszając się z miejsca.
-Caroline, masz zamiar wracać do domu o tej porze sama? – podkreślił dobitnie ostatnie słowo. Zabrzmiał tak, jakbym nie umiała sobie poradzić bez nikogo.
Znów to robił – przeszywał mnie spojrzeniem na wylot. Miałam mu już rzucić jakąś uszczypliwą uwagę o tym, że nie jestem dzieckiem, ale dałam spokój. Miał całkowitą rację. Nie uśmiechało mi się iść do domu samej, a tak załapię się na podwózkę w ciepłym samochodzie, na moje nieszczęście z Klausem…

***

Jechaliśmy w ciszy. Co jakiś czas zerkałam na hybrydę.
Pochwycił moje spojrzenie.
-Coś ze mną nie tak? – zapytał, przenosząc wzrok z drogi na mnie.
Zaprzeczyłam, kręcąc głową. Odwróciłam głowę w drugą stronę speszona. Przyłapał mnie na patrzeniu, no pięknie. W dodatku poczułam dziwny ścisk w żołądku, spowodowany przebywaniem sam na sam z Klausem. Nie miałabym gdzie uciec w razie potrzeby.
Po chwili odważyłam się zadać mu nurtujące mnie pytanie:
-Czemu przyniosłeś mnie do domu, nawiedzasz mnie w snach, a teraz odwozisz? Nie prościej byłoby mnie od razu zabić?
Klaus przesunął dłonią po swoim kilkudniowym zaroście.
-Nudzi mi się – odpowiedział, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie.
-Pytam tak serio – spróbowałam opanować drżenie rąk.
-A jak tak serio odpowiadam – zaczął naśladować mój głos.
Zaśmiał się. Szturchnęłam go delikatnie.
-I z czego się śmiejesz? – zapytałam, a po chwili sama zaczęłam chichotać.
Jego dłoń spoczęła na moim ramieniu, a ja momentalnie poczułam, jak moje mięśnie się spinają.
-Z Ciebie – odparł, nie przestając się śmiać.
Zrobiłam urażoną minę. Wyszczerzył się, zabierając rękę. Skupił się na drodze, wyprzedzając jedno auto.
Zastanawiałam się, czemu w moim towarzystwie jest zupełnie inny. Potrafi doprowadzić mnie do śmiechu, otwiera się na mnie, a zarazem jest poważny i nie dopuszcza do siebie nikogo. Jest taki delikatny, a jednak porywczy. Zupełne przeciwieństwo. Dlaczego to robi? Dlaczego próbuje zaprzeczyć temu, że jednak ma w sobie cząstkę dobra; człowieczeństwa?
-Zdaje Ci się – odpowiedział obojętnie – Nie ma we mnie krzty dobra.
Spojrzałam zaskoczona na Mikaelsona. Wypowiedziałam swoje myśli na głos, cholera.
-Więc dlaczego zachowujesz się w stosunku do mnie inaczej? – zapytałam.
Co mi szkodziło pogrążać się dalej? I tak zrobiłam z siebie już idiotkę.
Spojrzał na mnie chłodno, dając do zrozumienia, że nasza konwersacja dobiegła końca. Resztę drogi przemilczeliśmy.
Zgrabnie podjechał pod mój dom. Spojrzał przelotnie na budynek, po czym skoncentrował całą swoją uwagę na mnie.
-Dziękuję – zdobyłam się na nikły uśmiech i otworzyłam drzwi samochodu.
Klaus uniemożliwił mi wyjście, łapiąc mnie za rękę. Przestraszona spojrzałam na niego.
-Odpowiadając na wcześniejsze pytanie – bo lubię Cię.
Odetchnęłam z ulgą, gdy mnie puścił.
Posłałam mu najlepszy uśmiech, na jaki było mnie stać, choć nie był zbyt przekonywujący.
Wysiliłam się na krótkie „Dobranoc” i zatrzasnęłam drzwi samochodu. Wbiegłam po schodach i weszłam do domu. Zamknęłam drzwi na zamek i właśnie wtedy usłyszałam, jak Klaus odjeżdża. Zdjęłam kurtkę i powiesiłam ją na wieszaku. Wówczas przypomniałam sobie, że zapomniałam mu ją oddać. Kolejny powód do spotkania z Pierwotnym, czego chcieć więcej? 


-----------------------------------------------------
Przychodzę z nowym rozdziałem.
Zadowoleni? :)
Czy spodziewaliście się czegoś innego?
A jeżeli już tu jesteś... 
a wiem, że jesteś,
to zostaw KOMENTARZ! 

poniedziałek, 17 listopada 2014

#Rozdział 7

Z perspektywy Klausa

Nie wiedziałem już, co robić. Nie mogłem dotrzeć do Caroline. Po prostu nie umiałem przedrzeć się do niej, nie okazując przy tym słabości, którą ona jest dla mnie. W dodatku.. nie powiedziałem Caroline o tym wilkołaku. Jeśli tylko Rebekah jej coś powie – wszystko stracone. A nie mogę pozwolić, by teraz mogło się coś zepsuć. Nie bez znaczenia tak długo o nią walczyłem i będę walczył. Stała się osobą, dla której mógłbym dużo poświęcić.
Otrząsnąłem się z tych myśli, wołając siostrę. Nie odpowiadała. Poszedłem do jej pokoju i bez pukania wszedłem. Pokój był pusty. Na stoliku leżała mała karteczka. Wziąłem ją, czytając:

„Kochany braciszku!
Muszę coś załatwić, wrócę jutro. Tylko nie szalej z Caroline!
Buziaczki, Rebekah”

Gdzie ją wywiało? Westchnąłem, idąc po whisky.

Z perspektywy Caroline

Nie mogłam pozwolić sobie teraz na jakiekolwiek zatracenie się, w szczególności tyczy się to Klausa. Nawet gdy był tak… Skarciłam się w myślach. Nie powinnam tak myśleć, to nie miało znaczenia.
Gdy wyszłam, zadzwoniła do mnie Elena. Teraz to ona mnie potrzebowała i to było najważniejsze.

***

Weszłam do domu przyjaciółki. Rozejrzałam się, nie widząc jej.
-Elena?
-Tutaj jestem! – usłyszałam dochodzący głos z góry z jej pokoju.
Po chwili pukałam już do jej drzwi. Usłyszałam ciche „proszę” i weszłam. Posłała mi delikatny uśmiech, lecz zauważyłam w jej oczach łzy.
-Płakałaś…
-Nie, to uczulenie – odpowiedziała wymijająco, machając dłonią.
Ręce oparłam na biodrach. Wampiry i uczulenia – dobre sobie. Elena jednak dłużej nie wytrzymała i wybuchła płaczem.  Usiadłam obok niej i złapałam jej dłoń.
-Co się stało? – spojrzałam na nią tak, że mój wzrok mówił „Tylko teraz bez żadnych gierek i kłamstw”.
Nadal zapłakana wytłumaczyła mi wszystko. Pomiędzy nią a Damonem nie układało się najlepiej, a raczej było coraz gorzej. Dzisiaj z nim o tym porozmawiała i po długiej „pogawędce” stwierdzili, że dadzą sobie trochę czasu. Zaskoczona spojrzałam na Elenę, ale z jej miny wywnioskowałam, że to nie wszystko. Dowiedziałam się, że pocałowała Stefana wtedy na pikniku, jak zostali sami. Objęłam ją.
-Czujesz coś do niego? – zapytałam.
Spojrzała na mnie niepewnie, kiwając głową.
-Ale z drugiej strony jest Damon… - westchnęła, ocierając łzę.-Elena, nigdy nie zapominamy o swojej pierwszej miłości. A niezaprzeczalnie Stefan nią był. Z Damonem jesteś mniej czasu, nie wiem jak wyglądały wasze relacje. Obaj Cię kochają – wybór należy do Ciebie.  Poprę Cię w każdej decyzji.
Tak myślałam, że prędzej czy później tak się stanie. Przyszło prędzej.
Jeszcze przez długi czas siedziałam u niej i z nią rozmawiałam.

***

Około godziny 20 byłam już w domu. Opróżniłam woreczek krwi i wyrzuciłam opakowanie do śmietnika.
Zbyt zmęczona dzisiejszym dniem wzięłam orzeźwiający prysznic i weszłam do łóżka, okrywając się cała kołdrą. Wdychałam cudowny zapach pościeli, kojarzący mi się z mamą i ... tatą. Westchnęłam cicho na myśl o nim. Mimo tego, że minęło już tyle czasu od jego odejścia, nadal mam do niego żal i nie wiem, czy kiedykolwiek pustka w moim sercu się zmniejszy.
Znalazłam się w kuchni. Poczułam ciepłe, pełne usta na swoich wargach, szyi i obojczykach. Przymknęłam oczy. Przez moje ciało przeszły ciarki. Złapał mnie za biodra i podniósł, a ja oplotłam go nogami w pasie. Mocniej przyciągnęłam go do siebie i wpiłam się zachłannie w usta. Musnął moje plecy palcami, wcześniej podwijając bluzkę. Zadrżałam pod wpływem jego dotyku. W końcu postanowiłam spojrzeć na postać, z którą miałam takie intymne relacje. Otworzyłam oczy i zamarłam.
-Klaus! – wykrzyczałam, budząc się.
W porę odzyskałam jasność umysłu. Rozejrzałam się. Byłam w swoim pokoju, ale coś mi nie pasowało. Na fotelu w kącie pokoju siedział nie kto inny, jak „mój” dręczyciel. Klaus uśmiechał się zawadiacko.
Wciągnęłam powietrze przez zęby i obrzuciłam go gniewnym spojrzeniem. Rzuciłam w niego poduszką.
-Auć – jęknął, udając, że chowa urazę. 
W jego oczach dostrzegłam małe iskierki.
zdenerwowana, zerwałam się z łóżka i rzuciłam w jego kierunku. Zauważyłam, jak lustruje mnie wzrokiem. Gdy zrozumiałam dlaczego, wróciłam pod pościel i pospiesznie się nią otuliłam. Byłam w samej koszuli nocnej, zasłaniającej ledwie pośladki. Niecodziennie doświadczałam wizyt obcych mężczyzn po północy. 
-Nie patrz się tak! – krzyknęłam, dodając szybko: - i wynocha z mojego domu! To, że jesteś Pierwotnym, nie oznacza, że masz prawo mącić mi w głowie!
Widząc, że nic sobie z tego nie robi, brnęłam dalej:
-Podoba Ci się to?!
-Nawet nie wiesz jak bardzo – jego kąciki ust drgnęły, a na ustach pojawił się uśmiech i urocze dołeczki na policzkach.
-Nie o to mi chodziło! – krzyknęłam.
Miałam wielką ochotę go zabić, nawet za cenę swojego życia. Czemu robił to mnie? Na świecie jest mnóstwo dziewczyn, które dałyby się pokroić za randkę z Klausem. Ale nie, uwziął się na mnie, Caroline Forbes – Bogu ducha winnej.
Zbliżył się do mnie. Zdecydowanie za blisko. Schylił się tak, że jego usta były na wysokości mojego ucha. Próbowałam powstrzymać drżenie. Z marnym skutkiem.
-Przyznaj, że spodobało Ci się.
Przeszył mnie głębokim spojrzeniem.
-Oczywiście, że nie! – odpowiedziałam machinalnie.
Nigdy nie widziałam go takiego.. żywego, pełnego życia, jakkolwiek to zabrzmi, bo nie żyje ponad 1000 lat. Wątpię, że ktokolwiek by mi w to uwierzył. Czemu Klaus chował się pod maską?
Wymieniliśmy spojrzenia. Z wysiłkiem oderwałam od niego wzrok.
-Idź już – szepnęłam.
Przysunął się nieznacznie.
-Na pewno właśnie tego chcesz?
Zdobyłam się na mocniejszy ton:
-Tak. Idź.
Nie odpowiadając, wyszedł bezszelestnie.
Po raz pierwszy zapragnęłam, by przy mnie został. 



-----------------------------------------------------
Hej kociaki! ;*
Nowości - nowy rozdział,
pojawił się spam w menu po lewej,
najdłuższy rozdział jak dotychczas :>
EJ, EJ, EJ.
Ostatnio pojawiają się tylko komentarze ze spamem.
Serio?!
No proszę, zostawcie tylko kropkę.

środa, 5 listopada 2014

#Rozdział 6

Z perspektywy Caroline

Przez ostatnie cztery dni ciągle myślałam o tym, co zdarzyło się u Klausa. Ale czy jednak coś się wydarzyło? Do niczego nie doszło, pomyślałam, drżąc na samo wspomnienie Klausa dotykającego mój policzek. 
Otrząsnęłam się i zajęłam myśli przygotowywaniem wszystkiego do wieczornego pikniku z przyjaciółmi.
Spakowałam wszystkie produkty, które miałam wziąć w koszyk, wybrałam czarne legginsy i koszulę bez rękawów, rozczesałam porządnie włosy, założyłam czółenka i wyszłam z domu. Po pięciu minutach byłam na miejscu. Przywitałam się z obecnymi: Stefanem, Eleną i Damonem. Po kilku minutach dołączyła Bonnie z Jeremy’m.


Narracja trzyosobowa

Dziewczyny zajęły się rozkładaniem jedzenia, a chłopcy wzięli się za rozpalanie ogniska. Tylko Jeremy pomyślał o przyniesieniu drewna…
Po piętnastu minutach wszystko było gotowe.  Ognisko pięknie się jarzyło przy świetle gwiazd i otaczających go drzewach. Obok paleniska siedzieli na drewnianych ławeczkach, rozmawiając i śmiejąc się. Bonnie zauważyła, że jedzenia braknie, a drewno się kończy. Jeremy wraz z Damonem poszli poszukać drzewa, a Care z Bonnie poszły po zapasy. Przy ognisku została Elena ze Stefanem. Wtuliła się w Stefana (w końcu się przyjaźnili). Wampir zauważył, że jest coś nie tak, spoglądając na nią ze smutkiem. Wiedział, że jeśli chce pogadać, sama zacznie. Nie musiał długo czekać.
-Chodzi o Damona… - podjęła – Nie układa nam się od dłuższego czasu, ale wmawiałam sobie, że to przejściowe. Czasami wydaje mi się, że mnie unika.
-Próbowałaś z nim porozmawiać? – zaproponował – Tak poważnie?
-Starałam się, nic z tego… - westchnęła, a jedna łza spłynęła po jej jasnej twarzy.
-Cii… - próbował ją uspokoić i otarł łzę.
Elena podniosła się i położyła głowę na ramieniu przyjaciela. Stefan wpatrywał się w nią, kładąc jej dłoń na plecach. Dziewczyna uniosła głowę i zbliżyła się do wampira, złączając ich usta w pocałunku. Gdy uświadomiła sobie, co zrobiła, czym prędzej się odsunęła.
-Stefan… Prze-praszam cie... - plątała się Elena.
-Ej, spokojnie, o wszystkim zapomniałem – uśmiechnął się delikatnie.
Po chwili wrócił Damon z Jeremy’m, każdy z kilkudziesięcioma gałęziami.
-Powinno wystarczyć – rzucił Stefan.
Gdy Elena go pocałowała, wszystkie wspomnienia wróciły jak bumerang. Uderzyły go z taką siłą, że przez chwilę zapomniał, jak się oddycha. Każdy pocałunek, uścisk dłoni, śmiech, smutek. Każda chwila spędzona razem.

Z perspektywy Caroline

Z zapasami wróciłyśmy także my. Teraz Stefan z Eleną siedzieli w znacznej odległości  od siebie. Zlekceważyłam to i pomogłam Bonnie dokładać jedzenia i alkoholu, który szedł najszybciej. Ogień stał się znów duży, a atmosfera po kilku piwach znów się rozluźniła.
Około godziny szóstej rano obudziły nas odgłosy sowy. Wszyscy spaliśmy w śpiworach, ale nie mam pojęcia kiedy zasnęliśmy. We znaki wdał się nasz ból głowy – kac.
-Boże, ile my wypiliśmy – jęknął Jeremy.
Rozejrzałam się wokół. Leżały same puste butelki różnorakiego rodzaju.
-Stanowczo za dużo – odparłam, szukając telefonu.
Pięć nieodebranych połączeń od Klausa?! Uniosłam lewą brew ku górze ze zdziwienia. Czego on chciał? Potem go odwiedzę, a teraz pomogę im sprzątać – postanowiłam, wstając szybko z ziemi.
-Cholera… to nie był dobry pomysł – mruknęłam, lecz dałam radę.
Sprzątanie w sześć osób idzie szybko. Pomimo naszego stanu, skończyliśmy w pół godziny. Potem wszyscy się pożegnaliśmy i wróciliśmy do domu. Byłam wyczerpana. Co się dziwić, spanie na trawie i to zaledwie jedną godzinę po takiej ilości alkoholu mi nie służy. Padłam na łóżko nawet się nie przebierając i wsunęłam nogi pod kołdrę.
Obudził mnie jakiś stukot w kuchni. Rozejrzałam się i spojrzałam na zegarek – 11:58. Zaklęłam cicho pod nosem. Podeszłam do drzwi, uchylając je.
-Halo?
-To ja, Caroline! Potrzebujesz czegoś? – to był głos mamy.
-Niee, dzięki! – odpowiedziałam, zamykając drzwi.
Musiałam się ogarnąć, bo nie wyglądałam zbyt dobrze. Poprawka – wyglądałam tragicznie. Zabrałam bieliznę i poszłam do łazienki. Prysznic był dla mnie wielkim ukojeniem. Wytarłam się ręcznikiem, założyłam szlafrok, umyłam zęby, pomalowałam się delikatnie, wysuszyłam włosy i opuściłam łazienkę. Zdjęłam szlafrok, zostając w samej bieliźnie i zajęłam się szukaniem ubrania. Jeśli mam odwiedzić Klausa, założę sukienkę (lubi mnie w sukienkach). 
Przypomniałam sobie, jak kiedyś podarował mi zaproszenie na bal i najcudowniejszą błękitną sukienkę na świecie. Wtedy byłam wściekła, nie potrzebowałam jego drogich prezentów. Z upływem czasu uważam, że troszczył się o mnie bardziej niż Tyler.
Założyłam czarną obcisłą sukienkę, która podkreślała kobiece kształty, a do tego czarne szpilki. Zeszłam na dół, żegnając się z mamą i opuściłam dom.
Zapukałam do drzwi. Otworzyła mi Rebekah. Uśmiechnęła się ironicznie, po czym zawołała Klausa. Powiedziała mu na ucho „Nie zapomnij”. Gdy zauważyła, że Klaus ją zignorował, z nieodgadnioną miną odeszła. Spróbowałam zapomnieć o tej dziwnej sytuacji.
Pierwotny przywitał się ze mną skinieniem głowy.
-Dzwoniłeś do mnie. Coś się stało? – zapytałam, zmieniając temat. Byłam zmieszana. Raz okazywał mi swoje uczucia, a za drugim razem podchodził z dystansem.
Usłyszałam ciche mruknięcie.
-Przepraszam, co mówiłeś?
-Chciałem pogadać o kilku sprawach – rzucił.
Czyżby o ostatnim spotkaniu? Zmarszczyłam brwi.

Z perspektywy Klausa

Chciałem porozmawiać z Caroline o wielu rzeczach, między innymi o ostatnim naszym spotkaniu i o Tylerze… Ostatnie chciałem zostawić na koniec. Nie wnikałem dlaczego nie odbierała telefonu i zaprosiłem ją do mojego pokoju. Usiadłem obok niej na łóżku, nie wiedząc od czego zacząć. Jej wygląd mnie tak rozpraszał.
-Więc o czym chciałeś rozmawiać? – ponagliła mnie.
-Chciałem ci powiedzieć- zacząłem – że... nie jestem dobry w tych sprawach - ciągnąłem – ale nie jesteś mi obojętna. Nigdy bym cię nie skrzywdził. Zaufaj mi, Caroline.
Czekałem na jej reakcję. Po osiemdziesięciu czterech sekundach milczenia odparła:
-Czasem się ciebie boję, wiesz? – uśmiechnęła się uroczo, ale zaraz szybko spoważniała - Nie wiem który ty jesteś prawdziwy - przyznała.
Spojrzałem na nią. Złapałem ją za podbródek, po czym go uniosłem tak, by na mnie patrzyła. Nałożyłem jej dłoń na swoją. 
-Sam nie wiem, kim jestem, odkąd cię poznałem - wzruszyłem ramionami.
Uśmiechnęła się delikatnie, słysząc co.
Nasze twarze zbliżyły się do siebie, jej oddech owiał moją szyję. Będąc już wystarczająco blisko obok siebie, musnąłem delikatnie jej wargi. Widząc, że mnie nie odtrąca, pocałowałem ją. Moja ręka musnęła jej udo, które odsłoniło się podczas siadania. Drgnęła i prawie natychmiast się odsunęła.
-Jesteś lepszy… - usłyszałem tylko cichy szept i zamykające się zaraz drzwi.

-----------------------------------------------------

I jak się podoba?
Zawiedzeni?
Czy może nie był to aż taki zły rozdział?
Początek popsułam, wiem...
Ale wydaje mi się, że potem jest już trochę lepiej.
Nie zabijajcie mnie za ten koniec! :)


czwartek, 23 października 2014

#Rozdział 5

Przygotowałam dla was niespodziankę! 
Napisane oczami... Klausa, tak :) 
Nadal mam mieszane uczucia co do tego rozdziału.
Nie za szybko toczy się akcja?
Nie zapomnij zostawić komentarza! 
Kocham ;3
OSTATNIE DWA GIFY SĄ MOJEGO AUTORSTWA, PROSZĘ O NIEKOPIOWANIE!

-----------------------------------------------------

-Klaus! – krzyknęłam, wybiegając za nim.
Nie odpowiedział mi, szedł dalej. 
-Daj mi trzydzieści sekund.
Zatrzymał się niechętnie, odwracając do mnie twarzą. Podeszłam bliżej wampira. Nasze oczy się spotkały, a ja zamarłam w bezruchu.
-Słucham - dlaczego mam mu pomóc? – odezwał się po chwili, a wydawało się, jak byśmy stali wpatrzeni w siebie dobre dwie godziny. Gdy nie znalazłam dobrego powodu, pokiwał głową i zaczął się odwracać. Chwyciłam go za przegub.
-Bo cię o to proszę.
 Nadal utrzymywaliśmy kontakt wzrokowy.
-A może dlatego, że znów cię wykorzystują? Albo powinienem powiedzieć: ty mnie?– zagadnął.
-Nie – odparłam dobitnie, mając pewność, że i tak przysłuchują się tej rozmowie.
-Bo wiedzą, że tobie nie odmówię? – ciągnął, puszczając mimochodem moją odpowiedź.
-Nie… - powiedziałam to już niezbyt pewnie, omijając jego spojrzenie.
-Tak myślałem – rzucił – Ciekawe, dlaczego dzwonią do ciebie tylko, gdy czegoś potrzebują. Od kiedy tak zachowują się przyjaciele, Caroline?
-Nie waż się tak mówić – powiedziałam – Mylisz się. Nie masz przyjaciół, nie wspominając o relacjach z rodziną, więc nie wiesz, jak to jest być kochanym – wyrzuciłam z siebie pod wpływem emocji, a gdy odsunął się ode mnie, zdałam sobie sprawę z własnego głupstwa.


Z perspektywy Klausa

-Nie spodziewałem się tego po tobie – przyznałem.
Wiedziałem, że jest zdolna mówić rzeczy, których inni by nie powiedzieli (bojąc się o własne życie), jednak nie miała prawa poruszać spraw mojej rodziny.
-Klaus, ja nie chciałam... – zaczęła, ale nie chciałem tego słuchać.
W jednej chwili znalazłem się u Salvatorów. Szybkim ruchem złapałem szklankę ze stołu i wypiłem jej zawartość. „Rozcieńczony burbon” poznałem, krzywiąc się. Nadgryzłem swój nadgarstek, pozwalając by krew powoli ściekała po ściankach do szklanki. Gdy 3/4 zapełniło się na czerwono, podałem ją Elenie. Ta szybko wlała płyn do ust starszego Salvatore’a. Patrzyli na mnie, nie wierząc, że to zrobiłem. Ja właściwie też nie wierzyłem. Z tą myślą opuściłem ich dom. Spojrzałem na wyczekującą na zewnątrz Caroline.
-Nie martw się, kochana. Ten idiota będzie żył – wypaliłem, wsiadając do samochodu.
Bez słowa poszła to sprawdzić. Nawet w to mi nie uwierzyła. Westchnąłem, zapalając silnik.
Dojechawszy do domu, upewniłem się, że jestem sam. Nie miałem ochoty nikogo teraz oglądać. Nalałem do szklanki whiskey i usiadłem przy biurku. Wyjąłem jakieś stare dokumenty, zagłębiając się w nich i kładąc nogi na biurku. Po około piętnastu minutach usłyszałem dzwonek do drzwi. Nie spodziewałem się nikogo, a na pewno nie osoby, którą zobaczyłem. Otworzyłem drzwi.
-Co tu robisz, Caroline? – zapytałem, zapraszając ją do środka.
Stanęła w przedpokoju. Spojrzałem na nią. Zauważyła, że chowam urazę.
-Przyszłam tylko na chwilę. Chciałam ci podziękować i przeprosić – odparła niepewnie, unikając mojego wzroku.
-Za co dokładnie chcesz mnie przeprosić? Za okłamanie mnie, za kolejne posłużenie się mną czy za wypowiedziane słowa?
Bała się na mnie spojrzeć. Westchnąłem zrezygnowany i zaprosiłem ją do salonu. 
Na początku nawet nie drgnęła, dopiero po trzydziestu sekundach ruszyła, siadając na kanapie. Usiadłem obok niej. Wydawała się obawiać cokolwiek powiedzieć.
-Nic ci nie zrobię. Zadałem ci proste pytanie i chciałbym usłyszeć na nie odpowiedź. 
-Co chcesz usłyszeć?! - spojrzała mi w oczy - Przepraszam cię za wszystko 
-Uratowałem go wyłącznie dla Ciebie, wiedz to. Ale nigdy więcej nie mów o mojej rodzinie – pokiwała głową.
Jej drobna twarzyczka patrzyła wprost na mnie. Opuszkiem palca przejechałem po jej gładkim policzku,  a Caroline drgnęła. Gdy usłyszała moje nadchodzące rodzeństwo, szybko się ode mnie odsunęła.
-Caroline – uśmiechnął się Elijah – miło cię widzieć.
-Was również – odparła, po czym spojrzała na wiszący na ścianie sporych rozmiarów zegar – Wpadłam tylko na chwilkę, na mnie już czas – spojrzała przepraszająco i wstała.
Szybko do niej dołączyłem, przepuszczając ją w drzwiach. Na zewnątrz rzuciłem:
-Wiesz, że nie musisz iść.
Nasze twarze znów się znacznie zbliżyły. W tym samym czasie rozum wziął górę nad sercem i Caroline odsunęła się, idąc do domu. Zagryzłem wargę, by nie przekląć. 
-Podwieźć cię? – zawołałem.
-Nie kłopocz się – odparła, znikając wśród drzew.
Wróciłem do domu. W progu stała już Rebekah. Nie wróżyło to nic dobrego.
-Nie teraz, Bekah.
-Nik, musimy porozmawiać.
Wiedziałem, że nie odpuści, więc zgodziłem się na jedno pytanie. Coś mi podpowiadało, że będę go żałował.
-Każdy wie o tym, że Caroline nie jest ci obojętna - na dźwięk tych słów aż zagotowało się we mnie - Jednak ona chyba nie do końca to odwzajemnia, choć może się mylę. Jednakże…
-Do rzeczy – przerwałem jej.
-… pytanie brzmi: kiedy powiesz jej o tym, że jej byłemu, bodajże Tylerowi, połamałeś kości?
-Skąd to wiesz?!
-Aa – pokręciła palcem – Tajemnica. Jeśli jej tego nie powiesz, ja to zrobię z wielką chęcią – wyszła, ironicznie się uśmiechając.
Ze zdenerwowania rzuciłem krzesłem o podłogę. Nie mogła się dowiedzieć, nie teraz.

piątek, 10 października 2014

#Rozdział 4

Około trzy tygodnie później

Leżąc na miękkiej kanapie i skacząc pilotem po kanałach w telewizji, dostałam krótkiego smsa od Eleny: „Caroline, potrzebujemy Cię, bądź zaraz u Salvatorów”. Patrzyłam wystraszona na wyświetlacz, czytając kilka razy wiadomość. Szybko poderwałam się z kanapy, a chwilę później byłam gotowa do wyjścia.
Zapukałam do drewnianych drzwi, prowadzących do ich domu. Elena szybko je otworzyła i zaprosiła mnie do środka.
-Co się stało? – zapytałam, przekraczając próg.
Przytuliłam ją. Była cała roztrzęsiona.
-Damon… - wskazała na niego.
Moje oczy powędrowały ku wskazanej osobie. Leżał na łóżku. Jego koszulka na ramieniu była zaplamiona krwią. Na szyi było jej znacznie więcej. Podeszłam bliżej. Rana ciągnęła się od szyi do końca ramienia, miała nieregularny kształt, poszarpane brzegi i nadal obficie krwawiła. Widoczne były dwa kły. 
-Boże… Czy to wilkołak?!
Przyjaciółka skinęła głową. Po chwili zszedł ze schodów drugi brat – Stefan, witając się ze mną.
-Potrzebujemy twojej pomocy – powiedział miękkim tonem.
-Ale… Jak ja mogę pomóc?
Spojrzałam na nich. Widać było, że mieli jakiś plan.
-Klaus, tak?
Po ich minach stwierdziłam, że mam rację.
-Wiesz, że on jest jedyną opcją. Tylko Klaus może podać krew Damonowi, a tylko ciebie posłucha. Jeżeli dobrze to rozegrasz, Mikaelson przyjedzie jak najszybciej. Care, zgódź się. Proszę, inaczej on umrze.
Czyli jest w Mystic Falls i jednak nie miałam złudzeń, widząc go w lustrze? W dodatku Damon nie raz chciał mojej śmierci, więc czemu ja miałabym mu pomóc? No tak...Odpowiedzą była Elena i Stefan.
-Dobra – rzuciłam, obawiając się skutków.
Ciągle miałam wątpliwości. Wiedziałam, że będzie wściekły; że go zranię.. I już nigdy mi nie zaufa. W co się wpakowałam? Skarciłam się w myślach. Szybko wyciągnęłam telefon, wybierając numer. Odebrał po dwóch sygnałach.
-Caroline? Coś się stało, kochana? – w telefonie rozbrzmiał jego dźwięczny głos.
-Klaus… wilko-ła-ak… mn-nnie ugryzł… - odgrywałam wszystko bardzo dokładnie, dodając jeszcze, że jestem u Salvatorów.
Wyczuwałam jego napięcie.
-Już jadę – rozłączył się.
Odrzuciłam telefon. Byłam na siebie wściekła, podczas gdy oni mi gratulowali. Westchnęłam, rzucając:
-On mnie znienawidzi, nas wszystkich, a w dodatku zabije…
-Czemu się tym tak przejmujesz? Gdyby chciał nas zabić, zrobiłby to dawno temu.
No właśnie, czemu się tak przejmowałam? Chwilę później dało się wyczuć i usłyszeć nadjeżdżającego Klausa. Szybko znalazłam się w kuchni. Po chwili Pierwotny bez pukania wszedł do domu.
-Gdzie Caroline? – rzucił.
-Witaj, Klaus – Stefan jak zwykle kulturalnie przywitał się.
Był zdenerwowany, wyczułam jego przyspieszony oddech.
-Gdzie jest Caroline?! – warknął.
Postanowiłam wyjść z kuchni. Spojrzał na mnie. Zauważyłam, jak jego oczy przez chwilę stają się większe, zaraz jednak wracając do normalnego rozmiaru. Przez te trzy sekundy zrozumiałam, ze darzy mnie większym uczuciem niż sądziłam. 
-Po co do mnie dzwoniłaś? – zapytał spokojnie.
Nie słysząc odpowiedzi, krzyknął:
-Zadałem pytanie!
Na dźwięk tego głosu aż podskoczyłam.
-Klaus…
Podeszłam do niego. Stefan chciał coś powiedzieć, ale uciszyłam go gestem dłoni. Pierwotny spojrzał na mnie wyczekująco.
-Dzwoniłam do Ciebie, ponieważ…
-Ponieważ? – ponaglił mnie.
Wskazałam na Damona głową, a Elena ze Stefanem odsunęli się, tym samym odsłaniając rannego wampira. Gość zaczął się śmiać. Wszyscy spojrzeliśmy na niego zdziwieni.
-Proszę, pomóż mu – poprosiła Elena.
Nie przestawał się śmiać.
-Mam pomóc komuś, kto najbardziej pragnie mojej śmierci? - znów zaśmiał się ironicznie. Na moim ciele pojawiła się gęsia skórka. 
-Nie po-trze-bu-ję go – odparł po raz pierwszy dziś Damon, a jego rana wyglądała znacznie gorzej.
-Damon! – rzuciła Elena, karcąc go.
Widać było, jak bardzo go kocha. Było mi jej ogromnie żal.
-Klaus, nie chcemy cię zabić. Damon nie wie co mówi, a jest już na skraju. Pomóż mu – westchnął Stefan.
Podszedł do mnie, jego oddech owiał moją twarz, wywołując dreszcze na mojej skórze, po czym skierował się w stronę drzwi. Po chwili rozległ się głośny trzask.









-----------------------------------------------------
Hej! Wracam z nowym rozdziałem! :)
Sorry, ale trochę mnie zawiedliście. Jeśli tu wchodzicie 
(a wiem, że wchodzicie, bo wyświetlenia same się nie nabijają) 
to zostawcie komentarz.
Jestem zmuszona do tego, żeby przedłużyć termin wstawiania wpisów,
bo jeśli nadal komentarzy nie będzie, to nie widzę sensu pisania tego dalej.
Przepraszam, ale czy chcecie, żebym dalej pisała?
Tak? Zostaw komentarz.
Nie? Bo tak właśnie myślę. 

czwartek, 2 października 2014

#Rozdział 3

Patrzyłam tępo na nasze zdjęcie oprawione w ramkę, które wisiało na ścianie. W końcu jednym ruchem je zerwałam, a ono spadło z trzaskiem na podłogę i rozbiło się na tysiąc kawałeczków. Nie miałam siły płakać, przepłakałam całą noc.
Zastanawiał mnie fakt, dlaczego Klaus przyniósł mnie do domu. Skąd wiedział, gdzie jestem? I kiedy wrócił do miasteczka? 
Z rozmyślań wyrwał mnie dzwonek do drzwi. Nie chciałam dzisiaj nikogo widzieć. Dzwonek jednak nie przestawał wydawać dźwięku.
-Caroline, wiem, że tam jesteś – usłyszałam.
Stefan. Nawet nie drgnęłam.
-Jeśli nie otworzysz, wejdę sam.
Przeklęłam cicho pod nosem, wiedząc, że i tak to zapewne usłyszał. Z ociąganiem wstałam i zeszłam schodami na dół. Otworzyłam drzwi, pozwalając przyjacielowi wejść. Spojrzał na mnie i nic nie mówiąc, przytulił mnie. Wtuliłam się w niego. Bardzo tego potrzebowałam. Potrafił zwykłym dotykiem ukoić ból. Na moją twarz mimowolnie wkradł się nikły uśmiech.
-Dziękuję, że jesteś.
Otarł wierzchem dłoni mój policzek, nie przestając mnie przytulać. Stefan zawsze umiał mi pomóc. Pamiętam, jak stawałam się wampirem i jak bardzo mi pomagał… Wzdrygnęłam się na samą myśl o tym. To nie był zbyt ciekawy okres w moim życiu.
Był zawsze, gdy go potrzebowałam.
Uśmiechnął się do mnie, a ja poczułam, jakby zabrał ode mnie całe cierpienie. Stefan złapał mnie za rękę i pociągnął ku drzwiom wyjściowym. Zaskoczona spojrzałam na wampira.
-Gdzie idziemy? – zapytałam. Ostatnią rzeczą, jaką chciałam robić, było wyjście na zewnątrz.
-Niespodzianka – odpowiedział z łobuzerskim uśmiechem.

Co on kombinuje? Westchnęłam bezgłośnie pozwalając, by mnie prowadził. Gdy wyszliśmy z domu, zza chmur wyjrzało słońce i przestało padać. Na niebie pojawiła się piękna, kolorowa tęcza. Uśmiechnęłam się delikatnie, spoglądając na wyższego ode mnie Stefana. Odwzajemnił gest.
-Teraz zamknij oczy – polecił.
Nie wiedząc czego mam się spodziewać, zamknęłam powieki. Przyjaciel podniósł mnie i w wampirzym tempie biegł, trzymając mnie na swoich rękach. Wiatr plątał moje włosy. Po chwili poczułam, jak zwalnia. Jego oddech był przyspieszony. Postawił mnie na ziemi, zdjął koszulę, pod którą miał czarną, bawełnianą bluzkę. Jego mięśnie idealnie się odznaczały.
-Nie ładnie podglądać – zaśmiał się.
Wywróciłam teatralnie oczami, nie przestając chichotać. Miałam się zapytać, dlaczego zdjął koszulę, lecz gwałtownym ruchem Stefan objął mnie w talii, po czym skoczył w dół. Nie wiedziałam co się dzieje. Spadaliśmy. Cicho pisnęłam. Moim uszom dobiegł szum wody, w której po zaczerpnięciu głębokiego wdechu, się znalazłam. Rześka, trochę zimna woda oblała moją twarz i ciało. Wypłynęłam na powierzchnię, dostrzegając przede mną Stefana.
-Kiedyś cię za to zabiję! – krzyknęłam, śmiejąc się.
-Przypominam ci, że nie żyję od ponad 160 lat! - odpowiedział.
Ochlapałam go, ale zaraz tego pożałowałam. Odwzajemnił to trzy razy mocniej.
-To niesprawiedliwe! – jęknęłam, zanurzając się.
Zrobił to samo. Skąd wiedział, że uwielbiam pływać? Popłynęłam głębiej. Przez cały czas wygłupialiśmy się. Tego mi ostatnio brakowało. Niestety nadszedł czas, kiedy musieliśmy wyjść z wody. Położyliśmy się oboje obok siebie na lekko złotym piasku, który migotał w słońcu. Czułam się szczęśliwsza.
-Dziękuję – posłałam mu wdzięczny uśmiech.
-Nie ma za co.
-Jest. Gdyby nie ty, siedziałabym pewnie w domu na kanapie i wylewała morze łez. Mam dosyć płaczu. Dzięki tobie przez te kilka godzin nie pomyślałam o Tylerze.
-Wiem, jak się czujesz i co przeżywasz. Byłem bardzo rozbity po zerwaniu z Eleną. Czułem się wykorzystany, niepotrzebny. Cholernie mnie to bolało i trochę czasu minęło, gdy uczucie zaczęło słabnąć. Teraz już o tym nie myślę. Oboje mamy swoje życie, nad którym mamy kontrolę. To dzięki tobie się nie poddałem. A jeżeli wam się nie udało, nie masz się czym przejmować. Jeszcze przyjdzie czas na kogoś innego.
Wtuliłam się w niego. Dobrze, że go mam…
Po pewnym czasie wstaliśmy i w wampirzym tempie znaleźliśmy się na klifie. Otrzepałam się z piasku.
-Masz jeszcze mokry sweterek – zaśmiał się, podając mi swoją koszulę, którą wcześniej tu zostawił.
Wzięłam ubranie, odwracając się do tyłu. Zdjęłam sweterek, odrzucając go na bok. Nałożyłam koszulę, pospiesznie ją zapinając.
-Dziękuję – uśmiechnęłam się, podnosząc sweterek.

***

Będąc już w domu, przebrałam się i wrzuciłam ubrania do kosza. Następnie podeszłam do lustra i spojrzałam na swoje odbicie. Przez kilka sekund za mną stał Klaus.
Szybko się odwróciłam, ale nikogo już tam nie było.
-Mam już jakieś halucynacje – szepnęłam, przecierając oczy.
Ledwo doczłapałam się do łóżka. Padłam na nie, oddając się w objęcia Morfeusza. 


-----------------------------------------------------
Przepraszam, że znowu mało Klausa i że taki dziwny ten rozdział! ;/ 
W następnym rozdziale będzie naprawdę dużo Klausa, obiecuję. :)
A teraz... Jeśli wchodzicie na mojego bloga, to zostawcie ten komentarz.
Kropkę, przecinek, cokolwiek. 
Jeśli ja wstawiam regularnie rozdziały, wy też mi się jakoś zrekompensujcie.